Znaleźć dla niej nową mowę; tyle
lekkich, wielkich słów dniało! a dla niej
językami wyślizgany kamień,
ciągle jeden: byle jaśniej, byle
jawniej brzmiała mi swoim nazwaniem
jeszcze nowym. Wtedy było milej
mieć „co” niż „jak”. Lecz nazajutrz chwile
nazywane niepewnie: wciąż taniej
o następne jedno słowo, ciemniej
o sylabę, głoskę. Słowo „miłość”
już nie miało w sobie ławek, cieni,
objęć, ciepła, mijania. Już było
jeszcze jednym nijakim kamieniem
z tych, co język – kalecząc – goiły.
(wiersz z tomu Korekta twarzy)