czwartek, 21 sierpnia 2025

Michiko Aoyama "Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece" (tłum. Andrzej Świrkowski)

Michiko Aoyama napisała powieść, którą można sklasyfikować jako „comfort fiction” — utwór ciepły, prosty w zamyśle i intencjonalnie kojący. Pięć pozornie niezależnych historii zbiega się w jednej przestrzeni: bibliotece Hatori Community House i wokół postaci bibliotekarki Sayuri Komachi, kobiety obdarzonej zdolnością dawaniu ludziom nie tyle książek, co wskazówek, które odmieniają ich życie. Pomysł ten, choć nieskomplikowany, ma w sobie siłę archetypu — biblioteka jako świątynia możliwości, książka jako katalizator przemiany.

Na poziomie formalnym Aoyama pracuje z krótkimi formami i prostą prozą - być może dlatego i tutaj rozdziały są skoncentrowane, narracja bywa lapidarna, a autorka unika długiego grzebania w psychologii postaci — zamiast tego pozwala, by symbol (książka, biblioteka, gest Komachi) wypełnił lukę. Daje to efekt zbliżony do japońskiej tradycji „healing fiction”, czyli literatury nastawionej na regenerację czytelniczą i emocjonalne ukojenie. Taki wybór formy ma swoje zalety: tekst czyta się lekko, historia płynie, a owe „spotkania przy ladzie biblioteki” działają jak krótkie kąpiele uważności. Jednak prostota bywa też wadą: tam, gdzie krótkie szkice mogłyby prowadzić do subtelnych, niedopowiedzianych napięć, Aoyama częściej serwuje łatwe rozwiązania i optymistyczne domknięcia — co mi osobiście nie przypadło do gustu.

Niejakim atutem książki jest osoba samej Komachi — nie tyle jako realistyczna postać, ile jako figura literacka: katalizator, archetyp „dobrego doradcy”. W jej skonstruowaniu autorka sięga po delikatny realizm magiczny: zdaje się, że to nie Komachi wybiera książki, lecz książki wybierają czytelników. Taka operacja fabularna pozwala Aoyamie na eksplorację różnych aspektów współczesnego życia w Tokio — samotność, wypalenie zawodowe, potrzeba zmiany kierunku — bez konieczności szczegółowego socjologicznego wykładu. Zapewne dla wielu czytelników ten lekki, niemal terapeutyczny ton okaże się największym urokiem powieści.

Ale ta estetyczna słodycz sprawia, że w kilku miejscach narracja ociera się o schematyczność: postaci wydają się cieńsze niż ich dramaty, a rozwiązania — zbyt funkcjonalne. Gdy Komachi podaje tytuł, problem bohatera niemal od razu zyskuje kurs ku „lepszemu”. To komfortowe, lecz prowadzi do uproszczenia ludzkich doświadczeń — tak jakby książka miała moc natychmiastowego leczenia. Dodatkowo zdarzają się momenty, gdy opis Komachi i jej ciała jest przedstawiony w sposób, który można uznać za nieostrożny wobec kwestii cielesności (zarzut, o którym pisała nawet część prasy azjatyckiej). W efekcie powieść balansuje między ciepłem a łatwą moralizacją.

Książka ukazała się w oryginale w Japonii (2021) - polski przekład Andrzeja Świrkowskiego, wprowadzony na rynek w 2024–2025, zyskał od razu miejsce w katalogach i księgarniach; w warstwie edytorskiej tytułowi pomógł właśnie fakt rosnącej popularności „healing fiction”. 

Podsumowując: "Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece" nie udaje ambitnej powieści psychologicznej ani intelektualnej. To raczej kameralna, literacko oszczędna oda do literatury jako miejsca spotkania i odbudowy. Jeśli szukasz lektury, która pocieszy, przypomni, że czytanie jest aktem wspólnotowym i że czasem wystarczy jedna dobra rekomendacja, by ruszyć z miejsca — ta książka spełni swoje zadanie. Jeśli jednak oczekujesz złożonej analizy społecznej lub bohaterów o skomplikowanej, niełatwej psychologii — możesz poczuć niedosyt. Aoyama daje ciepło i wiarę w moc książek; pytanie, czy to wystarczy, by zaspokoić współczesnego czytelnika wymagającego większej ambiwalencji i chłodniejszej precyzji narracyjnej. Dla mnie było to pustawe i naiwne.