Przecierałam oczy ze zdumienia. No przecież to nie może być Dukaj. Nie zniżyłby się do takich tanich chwytów...
Pisać można dla ludzi, albo dla swego
ego: wybrać niełatwy temat i przybliżyć go czytelnikom w możliwie
prosty sposób, albo znaleźć temat dowolny, a następnie przy pomocy
wymyślnego języka i zawiłego stylu uczynić go możliwie nieprzystępnym.
Dukaj
wybrał tę drugą opcję. Jego obserwacje i przemyślenia - czasem całkiem
ciekawe, nawet intrygujące, w innych przypadkach dość banalne, a nawet
wtórne - zostały przedstawione w sposób chaotyczny i nieprawdopodobnie
dęty. A to prosta droga do tego, żeby stracić więź z czytelnikiem.
Nawiązując do tytułowego eseju "Po piśmie" - to także dobry sposób, żeby
czytelnika do pisma zniechęcić.
Razi także maniera przywoływania wielkich nazwisk (Wittgenstein, Bourdieu, Levi-Strauss i cała plejada innych) dla wsparcia myśli, które bronią się zwykłą logiką i wynikają z prostej gimnastyki intelektualnej. Być może manipulacja z przypisami miała przydać tekstowi mocy naukowej - ale w mojej opinii jest w tym coś nieeleganckiego. Tekst nadal pozostaje jedynie sympatyczną zabawą intelektualną, interesującym esejem, ale też niczym więcej - po cóż zatem chować wyniki swoich przemyśleń za spodniami filozofów? Może chodziło o jakieś niespełnione ambicje/pretensje naukowe?