Aleksander Gurgul - wyposażony w znakomity reporterski warsztat - tym razem bierze się za podhalańskie grzechy: budowlane samowole, patodeweloperkę, inwestorskie pożary, reklamozę, niszczenie przyrody oraz – z innego rejestru – przemoc wobec kobiet oraz katowanie zwierząt.
To co nierzadko wzbudza podziw przyjezdnych - silna tradycja, wspólna pamięć niedoli i wzajemnego wsparcia, bardzo specyficzna, ale niewątpliwa religijność, twarde i trudne charaktery – nagle okazuje się przyczyną najróżniejszych patologii trawiących ten przepiękny region kraju. Niewątpliwie jakąś część winy należy przypisać żądzy pieniądza, która obrosła już w setki żartów i kpin z Podhalan. Jak pisze Gurgul:
Ile trzeba, by przekonać górala do sprzedania świętej ojcowizny? (…) Sprawę załatwia zazwyczaj pięćdziesięcioprocentowe przebicie.
Reklamoza, niszczenie przyrody, męczenie zwierząt oraz chciwość goszczą w mediach regularnie - czy jest zatem sens czytać o tym po raz kolejny? Sądzę, że tak. Gurgul zbierał materiały do tej książki przez dwa lata. Dzięki temu jest niezwykle różnorodna i porusza bardzo odmienne zagadnienia, opisane w sposób wartki, rzeczowy, wolny od formalnych fajerwerków i wymuszonych puent, co tylko wzmacnia wiarygodność przekazu. Niektóre tematy czasowo doprowadzone zostały aż do momentu wydania książki - zatem puenty mieć nawet nie mogą.
Źródeł wielu patologii autor doszukuje się w niewielkiej skali miasta i stabilnych relacjach, zacieśnianych latami, sprawiających, że wszyscy się znają i wzajemnie chronią. Toksyczna solidarność utrudnia działanie organom ścigania, konserwatorom zabytków i nadzorowi budowlanemu. Nie ułatwia to pracy sygnalistom. Społeczeństwo obywatelskie dopiero się formułuje i dopiero zbiera pierwsze szlify blokując szkodliwe inwestycje.
A zatem nie jest Podhale zrzędliwa opowieścią o chorej społeczności: poza pazernymi, bezwzględnymi góralami i inwestorami, w opowieści tej mamy też Zakopiańczyków zabiegających o zachowanie lokalnej tożsamości i przyrody.
Niestety punktem zapalnym okazał się tragiczny wypadek: śmierć kobiety i jej wnuka spowodowana przez porwaną wiatrem masywną wiatę. Postawioną bez pozwolenia jedną z mnóstwa samowoli budowlanych w Zakopanem i okolicy. Autor podkreśla jednak, że powodem były też i inne zgony w podobnych wypadkach lub katastrofach budowlanych, w tym zagadkowe pożary drewnianych budynków – plagi, która uwalnia atrakcyjne działki pod nową intensywną zabudowę. Przemoc względem przestrzeni i dziedzictwa zabija więc nie tylko krajobraz, ale i ludzi. A zatem to już kryminał i warto dowiedzieć się co i kto za nim stoi, choć – co ujawnia lektura Podhala – istotni gracze rozmawiać nie chcą.
Czytelne oskarżenie można wytoczyć pod adresem coraz tłumniejszych turystów: rekordy frekwencji bite są co roku, z wyjątkiem pandemicznego sezonu. To oni sprawiają, że postępująca degradacja Podhala jest możliwa, choć samo zjawisko nie jest nowe. Gurgul cytuje bardzo aktualne słowa Stanisława Witkiewicza:
Nie licząc się z instynktami chciwości, jakie u ludu tak biednego mogło rozniecić rozrzucanie garściami pieniędzy, pieszczono górali i schlebiano im bez miary (…) Gość, który chce wszystko dostać jak najtaniej, nie widzi, że robi to samo co góral, który chce wziąć jak najdrożej(…)Dla mnie - niewyczerpanej tropicielki aberracji neoliberalnego wolnego rynku ta książka staje się dodatkowym argumentem na rzecz samoograniczenia i powściągnięcia apetytów. Wielu z opisywanych patologii można byłoby uniknąć, gdyby na Podhalu nie zadomowił się na dobre kult źle rozumianej wolności i bezkarności.