Żulczyk jak zawsze niezawodny, choć tę książkę czytało mi się trudniej niż inne z powodu gigantycznego natłoczenia wulgaryzmów. Uwierzyć trudno, że za wulgarną uznałam wcześniej Ślepnąc od świateł, która teraz wydaje mi się opowiastką dla grzecznych panienek.
Co niesamowite, to fakt, że finezja języka, którą tak cenię u autora, nie ucierpiała ani trochę - styl jak zwykle skrzy się od błyskotliwych sformułowań i sprawia, że nawet czytanie faszystowskiego bełkotu głównego bohatera staje się przednią rozrywką. Zastanawia mnie tylko ów cud jego duchowej przemiany - jakoś nie kupiłam go i nie wiem, do kogo miał trafić.
Do przemyślenia, czy aby faktycznie wszyscy jesteśmy Gruzami?