Ocena tej książki w stu procentach zależy od poziomu oczekiwań, z jakimi rozpoczynamy jej lekturę. Jeśli - tak jak w moim przypadku - oczekiwania te zostały na maksa podkręcone przez wydawców („arcydzieło”, „jedna z najważniejszych powieści naszych czasów”, „nowy amerykański klasyk”, „współczesna wersja »Gron gniewu«”) - to murowana jest porażka. 450 stron tekstu boleśnie weryfikuje przytoczone obietnice doznań literackich i intelektualnych.
Zamiast tego otrzymujemy zwyczajną powieść sensacyjną, z wątkiem nierealnego romansu w tle, naiwnym obrazem Meksyku i Meksykanów i jeszcze bardziej naiwnym obrazem losu uchodźców. Nie pomaga epatowanie obrazami nędzy, nadużyć, wykorzystywania seksualnego - całość zakrawa na kicz, pozbawiony jakichkolwiek znamion autentyzmu.
Książka nie broni się literacko - krótkie fragmenty napięcia i zwiększonego tempa zostają nagle przerwane nieudolną retrospekcją, zakrawającą w dodatku na melodramat, postaci zarysowane są nieudolnie i niewiarygodnie, a syn bohaterki - typowy "stary-maleńki" raz doradza dorosłym kobietom, a zaraz potem ciumka palec, przerażony rozwojem wydarzeń.
Najsłabiej jednak wypada próba literackiej opowieści o tragicznych losach migrantów i realiach Meksyku. Chcąc wyjść poza statystyki i "uczłowieczyć" ich los autorka popadła w niestrawne klisze i kompletnie zgrane motywy. Dialogi - irytująco sztuczne - są nadmiernie ekspozycyjne. A stereotypizacja wielu zjawisk i zachowań sprawia, że cały czas miałam wrażenie, że czytam o białej kobiecie, która przypadkiem zaplątała się na La Bestia i ogląda - straszny - ale jednak tylko film, z którego w stosownej chwili może wyskoczyć. Wrażenie to pogłębia fakt, że w dialogach pojawiają się dość często (wyróżnione kursywą) słowa w języku hiszpańskim. Hello?! O co chodzi, przecież to są wszystko (podobno) Latynosi...
Skoro o języku mowa - przekład jest fatalny, drewniany, pozbawiony ducha i wrażliwości stylistycznej. Nie znam oryginału, ale polszczyzna tutaj na pewno wypada żałośnie.
Nie sposób nie wspomnieć o otoczce medialnej premiery Amerykańskiego brudu w USA. Dla wielu krytyków i pisarzy, w szczególności pochodzenia latynoamerykańskiego, szeroko zakrojona i bardzo drapieżna promocja dzieła – w ich opinii – tendencyjnego, oportunistycznego i stereotypowego, okazała się trudna do przełknięcia, tym bardziej, że równocześnie ignorowane są dzieła autorstwa faktycznych imigrantów. Konflikt pomiędzy krytykami, a autorką i wydawnictwem Flatiron Books, które opublikowało książkę w USA, eskalował do tego stopnia (również za sprawą... manicure’u – podczas jednego ze spotkań autorskich Cummins przyozdobiła swoje paznokcie wzorem drutu kolczastego, przez co oskarżono ją o wykorzystywanie symbolu opresji w sposób urągający jej ofiarom), że konieczne stało się odwołanie trasy promującej książkę. Pomimo tego (dlatego?) trwają już prace nad ekranizacją.
Jeśli nastawisz się wyłącznie na powieść sensacyjną, niezbyt wysokiego lotu, a do tego nie wiesz nic o słynnym szlaku La Bestia - to możesz przeczytać tę książkę: bez nadmiernej satysfakcji, ale też bez bólu, bo to rzecz dość łatwa w odbiorze. Pusta - ale łatwa.