poniedziałek, 10 maja 2021

David Vann "Halibut na księżycu"


David Vann powraca do tematu, który pojawił się już w jego znakomitym debiucie literackim Legenda o samobójstwie. Jest to temat, który autor dobrze zna, gdyż samobójstwo popełnił jego ojciec. Podobnie jak w przypadku Legendy, w Halibucie na księżycu Vann próbuje wyobrazić sobie ostatnie dni swojego ojca. Niespokojny umysł, szalona gonitwa myśli,podszyte niesłychaną melancholią. Jednak Vann nie stawia ojca na piedestale - bohater jego książki jest okrutny wobec najbliższych, egocentryczny, a jego obsesja na punkcie własnej śmierci jest udręką dla otoczenia.
"Zamyka oczy i odmawia bycia tutaj."
"Czuje jakby jednocześnie unosił się nad ziemią i leżał w niej zakopany."

Halibut to przede wszystkim książka o potwornym cierpieniu. Myśl o śmierci, która od lat towarzyszy głównemu bohaterowi, nie pozwala znaleźć ukojenia w żadnym miejscu ani wśród żadnych ludzi. Przytłaczający ciężar myśli i nieustanny niepokój udzielają się czytelnikowi. Pisać o depresji i nie popaść w grafomanię, to nadzwyczajne dokonanie.

"Czy naprawdę każdy człowiek przez całe swoje życie znajduje się na krawędzi samobójstwa i musi przeżyć dzień, wypełniając go grą w karty, oglądaniem telewizji, posiłkami i innymi zajęciami, byle tylko nie stanąć twarzą w twarz z sobą, którego nie ma?"

Jest w tej powieści jakieś podobieństwo do Mojej walki Karla Ovego Knausgårda, w którym autor opisuje niesamowite cierpienie swojej żony Lindy. I jest przytłaczający brak nadziei na ukojenie - jak w znakomitej książce Horace'a McCoya Czyż nie dobija się koni? (i co najmniej równie znakomitym filmie Sydneya Pollaca).

"- Przez jeden dzień spróbuj być prostym człowiekiem. 

- To znów jak z pogodą. Pstryknij palcami i zgaśnie słońce."