czwartek, 14 stycznia 2021

Marcin Napiórkowski "Turbopatriotyzm"

Turbopatriotyzm otwierają dwie świetnie opisane historie. Pierwsza to opowieść, w której prezydent Bronisław Komorowski przedstawia Polakom trzymetrowego orła z czekolady w czasie majówkowego marszu. Druga dotyczy zapoczątkowanych w 2011 roku Marszów Niepodległości. Niby nic - ale Napiórkowski opisał obie takim językiem, że trudno się oderwać, a wrażenie obciachu, lęku, niepewności i złości towarzyszy nieustannie w czasie tej lektury.

Czekoladowy orzeł symbolizuje softpatriotyzm, czyli - pokrótce - pogląd, że Polacy powinni spojrzeć na siebie krytycznym okiem i więcej się uśmiechać: 

Miękki patriotyzm Komorowskiego i radiowej Trójki był na inność otwarty, łaknął jej, pragnął się w niej roztopić”.

Reakcją na tę narrację staje się turbopatriotyzm, który:

pragnie się określić, otoczyć symbolicznym lub rzeczywistym murem, wyznaczyć precyzyjne granice. Potrzebuje do tego wroga, czerpie bowiem energię z przełamywania oporu, z walki z entropią czy chaosem”.

Napiórkowski dokonuje rzeczy - zdawałoby się - niemożliwej. Bez popadania w symetryzm (wyraźnie przyznaje się do sympatii wobec softpatriotyzmu) nie demonizuje jednak ani nie ośmiesza ideowych przeciwników, ale próbuje wyjaśnić skąd z taką nagłą siłą wyrwał się spod jakiejkolwiek kontroli ruch (postawa?) którą skwapliwie zagospodarowuje politycznie PIS, a która wbrew pozorom z postawami jakichkolwiek polityków ma niewiele wspólnego.

Chyba jednak zbyt optymistycznie zakłada Napiórkowski, że Bronisław Komorowski „dziś już dobrze wie, jak surowo bogowie karzą śmiertelników za znieważenie zwierzęcia totemicznego” i że „gdyby mógł przenieść się z powrotem do 2013 roku na Krakowskie Przedmieście, by uniknąć popełnionych wtedy błędów”, to pewne sprawy mogłyby się potoczyć inaczej. Tymczasem były prezydent w rozmowie z „Kulturą Liberalną” wciąż broni czekoladowego orła...

Nie sztuką jest napisać, że jesteśmy podzieleni. Wyzwanie, któremu znakomicie sprostał Napiórkowski, rozpoczyna się, gdy za cel postawimy szukanie źródeł podziału i opisanie współczesnej sytuacji społeczno-politycznej. To zadanie dla odważnego badacza zaopatrzonego w narzędzia do opisywania i interpretowania świata.  Turbopatriotyzm jest właśnie wynikiem bardzo dokładnych obserwacji - próby poznania i zrozumienia tych, którzy umiłowanie ojczyzny utożsamiają z bliżej nieokreślonym wstawaniem z kolan i wyrażają poprzez  noszenie odzieży z motywami patriotycznymi.

Autor punktuje błędy tych, którzy w radosnym (softpatriotycznym) celebrowaniu polskości zgubili z pola widzenia fakt, że być może nie wszyscy mają tu tak wiele powodów do świętowania. Turbopatriotyzm to esejowa próba pochylenia się nad współczesnym polskim patriotyzmem, spojrzenia zarówno na tę łagodną (choć potrafiącą być okrutną wobec słabszych) stronę i na tę twardą (choć nieraz okazującą słabość). Czytanie tego tekstu nieuchronnie skazuje nas na określenie, czy bliższa naszemu sercu jest wola rzetelnego kasowania biletów i segregowania śmieci, czy też wypełniania garderoby koszulkami z powstańczymi kotwicami. A gdzie na tej skali umieścimy płacenie abonamentu radiowo-telewizyjnego?

To ostatnie pytanie wskazuje bowiem na ważne zagadnienie, któremu Napiórkowski poświęcił jeden z esejów - problem finansowania turbopatriotyzmu. Spółki skarbu państwa, ale także prywatni sponsorzy znakomicie wyczuwają koniunkturę polityczną, która wymaga od nich ofiar na rzecz przedsięwzięć turbopatriotycznych i odcięcia źródeł finansowania podmiotom Polski różowej (np. teatrom Krystyny Jandy). Bądźmy też szczerzy - inaczej wygląda kwestia sponsorowania wielkiego koncertu na stadionie narodowym albo Biegu Niepodległości niż elitarnej sztuki teatralnej albo publikacji tomiku wierszy. Szczególnie jeżeli finansowane przedsięwzięcie ma być formą uczczenia 100-lecia niepodległości (odrębny esej Napiórkowski poświęcił fisku tej rocznicy).

Ale niesprawiedliwe byłoby sprowadzenie tej książki jedynie do analizy przyczyn wzajemnej antypatii obu stron sceny politycznej. Napiórkowski sięga do przeszłości, wskazuje na różnicę między umiłowaniem Ojczyzny a obsesją na punkcie niepodległości. Poszukuje przyczyn, ale też wskazuje na ich dalsze reperkusje. Ze swadą, czasami ironią, a czasami głęboka zadumą konstatuje przedziwne zjawiska, które każą nam świętować 11 listopada z hukiem, przytupem i radością, kiedy cała Europa płacze nad skutkami Wielkiej Wojny, a zakończenie II Wojny Światowej w duchu martyrologii, podczas gdy Zachód celebruje.

Autor analizuje organizowane przez turbopatriotów wydarzenia i język, którym się posługują, a który w zmyślny sposób do swojego słownika wprowadziła rządząca obecnie w Polsce siła polityczna. Turbopatriotyzm w ciekawy sposób ilustruje proces zawłaszczania przez rządzących takich pojęć jak „antypolonizm” czy „ojkofobia”, które pozwoliły znakomicie zneutralizować obrzydliwe oskarżenia o antysemityzm. Napiórkowski uważnie czyta prawicową prasę czy przemówienia Jarosława Kaczyńskiego i wskazuje na powtarzające się schematy budowania narracji o Polsce. Zgodnie z wyznawaną przez siebie zasadą, że „turboprawicową krucjatę bardziej opłaca się poznać niż wyśmiewać” posługuje się raczej techniką gęstego opisu niż publicystycznymi refleksjami, a swoją rzetelność potwierdza końcowym esejem ze wskazówkami bibliograficznymi dla tych, którzy chcieliby zgłębić temat patriotyzmu od strony naukowej.

Nie bez winy w opisywanych procesach pozostają softpatrioci, którzy zorganizowali swoją politykę wokół ogólnie słusznego celu „doganiania Zachodu”. W praktyce utożsamiali słuszne działanie z naśladowaniem zachodniej mody – w tym sensie pozostawali zawsze zależni od pewnej zewnętrznej siły, co najmniej w sensie intelektualnym. Liberalna odpowiedź na turbopatriotyzm oznaczałaby w tym kontekście, że warto popierać porządek liberalno-demokratyczny z powodów, które sami uznajemy za ważne, a nie ze względu na to, „jak nas widzą inni”.

Błyskotliwy język i poczucie humoru charakterystyczne dla autora bloga Mitologia Współczesna to jedna z największych zalet stylu tej książki. Uważna obserwacja życia społecznego to prawdziwa gratka, a objaśnione czytelnie kody współczesności to nie tylko rzetelnie wypełniony obowiązek człowieka nauki, ale także autentyczna pasja,  którą Napiórkowski chce się dzielić. Pomimo poważnej tematyki nie spośób nieraz nie uśmiechnąć się pod nosem za sprawą pobrzmiewającej ironii, która ani przez moment nie jest podszyta pogardą. 

Czy ostatecznie odpowiedzią na trudne kwestie powinien się stać "turboliberalizm"? Czym jest obecny neoliberalizm, zrozumieć łatwo: koncepcja polityczna zorganizowana wokół kwestii rządów prawa (ograniczonej władzy) i wolnego rynku. Neoliberalizm ma zasadniczo charakter negatywny – interesuje się tym, czego władza nie powinna czynić (np. ingerować w życie jednostek i w działalność gospodarczą). Na słabości tego podejścia żeruje turbopatriotyzm. Skoro zasady gry określamy przez "negację", to bieg spraw społecznych zostawiamy z definicji spontanicznym procesom, z czym wiążą się dwa główne problemy. Nie wiemy bowiem, czy ład spontaniczny będzie sprawiedliwy. Neoliberalizm nie ma bowiem polityki społecznej, tylko interwencje policyjne. A jego oczywistym elementem staje się zaniedbywanie biedniejszych obywateli (z czego swego czasu skwapliwie skorzystał PIS). Nie wiadomo zatem, czy na gruncie neoliberalizmu będziemy mieć do czynienia z ładem czy z bezładem - pogrążeni w chaosie niepewnej przyszłości, być może zmierzamy do rozpadu. Dlatego PiS tak łatwo mogło krytykować III RP jako system niesterowny, dopuszczający moralną degenerację, ale też podatny na zewnętrzne wpływy, szczególnie w obliczu softpatriotyzmu jego elit.

Napiórkowski to uważny badacz, który idzie dalej tam, gdzie pewnie wiele osób się zatrzyma i skwituje całą sprawę śmiechem – jak chociażby przy analizie aquaparkowo-żydowskich teorii spiskowych. Łatwo jest nazwać wszystkich maszerujących w marszu niepodległości agresywnymi naziolami, a przemówienie każdego polityka z przeciwnej stroni sprowadzić do steku bzdur łapiących tylko idiotów – ale przecież nie o to chodzi i niedaleko to prowadzi.

Być może jedyna odpowiedź na turbopatriotyzm prawicy polega na tym, by ideały liberalne rozumieć w kategoriach pragmatycznych – myśleć o nich tak, jakby składały się na pewien porządek normatywny, uporządkowany, zorganizowany ład, który jest lepszy, bardziej sprawiedliwy, bardziej pasuje do potrzeb obywateli niż alternatywy. W neoliberalnej opowieści liberałowie są racjonalni i postępowi, a ich przeciwnicy są reakcjonistami, którzy chcą zatrzymać postęp - ten podział czyni więcej przysług prawicy niż liberałom i pora go porzucić.

Przyjmijmy, że konserwatyści to ci, którzy chcą reprodukować ład społeczny w niezmienionej formie. Jednak PiS krytykuje dzisiaj miękkich konserwatystów, którzy chcieliby w systemie III RP – tak po prostu – „pielęgnować instytucje”. Warto zatem nastawić się na budowanie kolejnych instancji porządku politycznego. Napiórkowski trafia w sedno, kiedy pisze, że spór toczy się o to, na jakich normach powinien opierać się porządek społeczny. Stawia tezę, że „w latach 2011 i 2013 spór toczył się w istocie o definicję normalności. […] Był to także spór o to, skąd w ogóle mogą przychodzić do nas kryteria normalności. Kto ma prawo wyrokować o tym, co jest etyczne, estetyczne, nowoczesne, mądre czy dobre. Zachód? Elity? Intelektualiści? Lud?”. Kwestia ta pozostaje ciągle nierozstrzygnięta.