wtorek, 8 grudnia 2020

Matt Taibbi „Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem”

 

"Cała sztuka polega na tym, żeby wmówić widzom, że walczą przeciwko tym na górze, podczas gdy w rzeczywistości tłuką sąsiadów, innych konsumentów mediów, takich samych jak oni, tyle że przypadkiem siedzących nie w tej szufladce. Nienawiść to potężny mechanizm zaślepiający. Kiedy popracuje się w tej branży odpowiednio długo, przesiąka się takimi niuansami. Jeśli uda ci się sprawić, że ludzie przyswoją ciąg prostych, a dobitnych koncepcji, masz ich w garści na zawsze. Oto Dziesięć przykazań nienawiści..."

Ten cytat znakomicie wprowadza w klimat książki Matta Taibbiego. Dibitnie wykazuje on, jak sprawnie machina medialna manipuluje naszymi emocjami rozgrywając najstarszy schemat walki plemiennej, rywalizacji bezpośredniej, czy wreszcie rozgrywek sportowych. Taibbi wskazuje nawet jak silnie przenika do języka medialnego (w tym komentarzy politycznych) terminologia bokserska: 

"Zobaczycie, jak często przeczytacie/usłyszycie w relacji z debaty co najmniej jeden zwrot z tej listy: sparring, przyjęcie na gardę, punktowanie, nokaut, liczenie, słaba szczęka, sierpowy, cios poniżej pasa, kontra, mieć kogoś na linach, zakazany cios, atak z zaskoczenia, wyjście na ring, techniczny nokaut, i jeszcze z dziesiątkę podobnych. Będę w szoku, jeśli w przyszłości debat nie będzie poprzedzała ceremonia ważenia."
Matt Taibbi podkreśla, że telewizyjne kanały informacyjne bezczelnie kopiują wizualny format transmisji sportowych „na żywo", stosując go do pokazywania prawyborów, debat, wieczoru wyborczego, a wkrótce potem także niedzielnych programów „dyskusyjnych” typu Meet the Press. Wskazuje, że studia transmisyjne są wtedy dziwnie podobne do tych, w których przed meczami NFL gawędzą komentatorzy. I twierdzi, że to nie jest przypadek. 
 
Zresztą znamy to także z polskiej telewizji - schemat "spuścić dwóch polityków z łańcuchów i napuścić na siebie" na pewno się sprawdzi i zawsze będzie miał widownię. Nie wspominając o wtórnych walkach między internautami.

Dziennikarstwo zaangażowane? Taibbi wylewa nam zimny kubeł wody na głowy: największe firmy medialne nauczyły się, że robienie dużych demaskatorskich materiałów o wielkich korporacjach z agresywnymi działami prawnymi nie przynosi zysków. "Mało, że będą pozwy, to na bank dojdzie też do cofnięcia reklam (co odegrało znaczną rolę w sprawie śledztwa dotyczącego Monsanto - Fox miał dwadzieścia dwie stacje, każdej przydałaby się kasa z reklam słodzika NutraSweet). Więc po co się narażać?".

Producenci 60 Minutes zasłynęli tym, że ze strachu przed pozwem od firmy tytoniowej Brown & Williamson wydymali swojego informatora Jeffreya Wiganda - to było istne Alamo dla wiarygodności mediów. Od tamtej chwili źródła dziennikarskich informacji nigdy nie mogły mieć pewności, czy dogadują się z reporterami, czy z ich radcami prawnymi.

Dziennikarzy zajmujących się Chiquitą potępiono za użycie uzyskanego od źródła w firmie kodu dostępu do poczty głosowej, by zapoznać się z wiadomościami przekazywanymi wewnątrz koncernu. Owszem, to wykroczenie, ale raczej mikre w porównaniu z korzystaniem z pomocy szwadronów śmierci przy zastraszaniu robotników - a jednak to ono trafiło na nagłówki gazet.
Słowo klucz to segmentacja. Matt Taibbi dowodzi, że nie ma już czegoś takiego jak bezstronne media, które podają rzetelne, zróżnicowane informacje. Aktualnie wszystkie stacje telewizyjne, radiowe, źródła internetowe modelują swoje wiadomości tak, aby te zawierały konkretny przekaz i były odczytywane w z góry zaplanowany sposób. W ten sposób liberałowie mają swoje telewizje i gazety, a konserwatyści swoje. Choć autor pisze o sytuacji w Stanach Zjednoczonych, trudno nie dostrzec analogii z naszą rodzimą sytuacją i tym, co i w jaki sposób prezentują między innymi TVN i TVPIS. 
 
Autor w bezkompromisowy i bezpardonowy sposób obnaża mechanizmy, którymi posługują się największe stacje telewizyjne w budowaniu oglądalności i kształtowaniu opinii swoich widzów. Przemawia do nas z wnętrza dziennikarskiego świata — od kilkunastu lat wykonuje zawód reportera, ten sam zawód wykonywał również jego ojciec. Dzięki temu na konkretnych przykładach, programach i tytułach poznajemy kulisy świata mediów amerykańskich.
 
Taibbi odpowiada na pytanie, dlaczego tak trudno uwolnić się od ich ciągłego oglądania czy sprawdzania informacji w sieci. Otóż dostajemy treści, które umacniają nasze poglądy. Kiedy już uzależnią nas od wizji świata zgodnej nie ze stanem faktycznym, a tym jaki akceptujemy, sprzedadzą nas reklamodawcom. I tyle. A jak to robią szczegółowo? Kreują podziały, czy tytułową nienawiść. Inaczej nie zarobią, czyli nie zdobędą widowni. A pozory demokratycznych dyskusji, spory różnych opcji politycznych? To tylko socjotechnika. Im jadowitsza retoryka, tym wyższa oglądalność i zaangażowanie widzów.
 
Podawanie już zinterpretowanych przez konkretny klucz informacji, ma istotne znaczenie ideologiczne. Dziennikarze są finansowo zachęcani do nakręcania ludzi na siebie nawzajem, a nieoficjalną misją mediów jest wzniecanie wzajemnej nienawiści i strachu. I chociaż dla większości czytelników nie będzie to odkrywcza teza, warto zwrócić uwagę jak wiele osób nadal daje się łapać w tę pułapkę. Media stawiają sobie za zadanie denerwowanie ludzi, wzniecanie w nich pogardy, to właśnie jest ich metoda na zwiększenie zasięgów.

Celem staje się zatrzymanie widza w jego własnej, światopoglądowej bańce (w ten sposób nazywa to Taibbi). Dowiadujemy się, jak mechanizm porównania przeciwnika politycznego do Hitlera staje się koronnym argumentem w wątpliwej jakości dyskusjach publicystycznych. Setki podobnych przykładów, w dodatku opowiedziane z biglem, a często i podkreślone wulgaryzmami, z polotem przetłumaczone przez Tomasza S. Gałązkę warto poznać, zanim damy się wkręcić w polsko-polską wojenkę.
 
Matt Taibbi jako dziennikarz wyspecjalizował się w tematyce politycznej, a w swoich pracach wielokrotnie przekraczał granice dobrego smaku. W 2010 roku po wywiadzie z Jamesem Verinim, zwymyślał go i oblał kawą. Jeden z jego artykułów w Rolling Stone był zatytułowany „Andrew Breibart: śmierć palanta”. Sprzeciw przeciwko jego niesmacznym dowcipom wnosili między innymi Hillary Clinton, Michael Bloomberg i Matt Drudge. Jest też znany ze swoich mizoginistycznych poglądów. Ale ten krzykacz, poza widowiskowymi zachowaniami, ma czasami coś ciekawego do powiedzenia. Nienawiść... jest tego najlepszym dowodem.