Przygnębiająca wizja, bardziej w stylu Zderzenia cywilizacji Huntingtona niż Końca historii Fukuyamy. Według Gasseta świat jest cywilizowany, ale nie są cywilizowani jego mieszkańcy. Otaczająca nas cywilizacja jest bowiem tratowana przez współczesnego człowieka jak środowisko naturalne: nie
jesteśmy świadomi, jak wielkim wysiłkiem dla naszych
poprzedników, pokoleń intelektualistów, twórców, artystów było stworzenie kultury/cywilizacji.
Masę stanowią ci wszyscy, którzy nie przypisują sobie jakichś szczególnych wartości - w dobrym tego słowa znaczeniu czy w złym - lecz czują się „tacy sami jak wszyscy” i wcale nad tym nie boleją, przeciwnie, znajdują zadowolenie w tym, że są tacy sami jak inni. Jak pisze Gasset:
Nie chodzi o to, że człowiek masowy jest głupi. Wręcz przeciwnie, dzisiaj jest bystrzejszy i ma większe zdolności intelektualne niż jego poprzednicy w jakiejkolwiek innej epoce. Ale zdolności te do niczego mu nie służą; co więcej, niejasne poczucie, że je posiada, prowadzi jedynie do tego, że jeszcze szczelniej zamyka się w sobie, zupełnie ich nie wykorzystując. Raz na zawsze uznaje za święty zbiór komunałów, szczątków idei, przesądów czy po prostu pustych słów, które za sprawą przypadku nagromadził w swoim wnętrzu, by potem ze śmiałością, którą wytłumaczyć można tylko naiwnym prostactwem, narzucać je innym. To właśnie uznałem, w pierwszym rozdziale tego eseju, za cechę charakterystyczną dla naszych czasów: nie to, że człowiek pospolity wierzy, iż jest jednostką nieprzeciętną, a nie pospolitą, lecz to, że żąda praw dla pospolitości czy wręcz domaga się tego, pospolitość stała się prawem
Bunt mas to zamknięcie się duszy przeciętnego człowieka –
niezdolnego do spontanicznego wysiłku, stale zadowolonego z tego, jaki
jest, niedopuszczającego myśli o jakimkolwiek rozwoju. Człowieka dumnego ze swojej przeciętności i przekonanego, że żaden wysiłek, rozwój, starania, odpowiedzialność nie dotyczą go i nie są od niego oczekiwane. Człowieka przekonanego, że z samej racji jego istnienia należy mu się przywilej korzystania ze zdobyczy cywilizacji. Człowiek masowy jest "zadufanym paniczykiem, afirmującym życie
samo w sobie", ale nie będącym w stanie przeżywać go naprawdę. Człowieka przekonanego, że godne życie
to takie, które nie zakłada trudu i wyrzeczeń. Tymczasem w czasach
hiperdemokracji (określenie Gasseta), jak nigdy potrzeba nam szlachectwa. Ale szlachectwa rozumianego
nie jako dziedziczenie przywilejów i praw, lecz zdolność do nieustannego
doskonalenia się i wysiłku.
Pisząc o masach, Gasset nie ma na myśli tłumu proletariatu zdolnego do
rewolucji, buntu, narzucenia swojego często prostackiego zdania innym.
Autor ma na myśli
wszystkie grupy społeczne, które dzielą się na inteligentne, twórcze
mniejszości oraz tytułowe masy (robotnicy, chłopi, inteligencja, klasa średnią a nawet ludzie nauki). Człowiek masowy nie dość, że opływa w bezrefleksyjnym samouwielbieniu,
nie stawia sobie żadnych barier moralnych, raczej stara się oceniać niż
zrozumieć, to jedynym jego autorytetem jest on sam. Mając
świadomość swojej przeciętności, wymaga podobnej przeciętności od innych,
nie znosi wybijających się jednostek.
„Chcę bo mi się należy, bo jestem człowiekiem” – to zachowanie
rozkapryszonego dziecka a nie dorosłego obywatela podejmującego czynne
lub bierne decyzje polityczne. Tymczasem „żyjemy w epoce
prądów i dawania się ponieść”, w epoce przesytu i łatwej dostępności wszystkiego, w epoce tłumu, który nie zdaje
sobie sprawy z możliwych konsekwencji własnego samozadowolenia. Gasset pisze:
W polityce formą, która reprezentuje najwyższy poziom woli współżycia, jest demokracja liberalna. Doprowadza ona do krańcowości postulat liczenia się z bliźnimi, stając się modelowym przykładem „akcji pośredniej”. Liberalizm to zasada prawa politycznego, według którego władza publiczna, mimo swej potęgi, sama sobie narzuca ograniczenia, tak aby nawet kosztem tej władzy zostawić w rządzonym przez siebie państwie miejsce do życia dla wszystkich tych, którzy nie myślą ani nie czują tak jak ona, czyli tak jak silniejsi, jak większość. Liberalizm - należy to dziś przypomnieć - jest najwyższą formą wspaniałomyślności, jest prawem, które większość nadaje mniejszościom i jako takie jest najszlachetniejszym wołaniem, jakie rozległo się na ziemi od zarania jej dziejów. Proklamuje wolę współżycia z wrogiem, a co więcej, z wrogiem słabszym od siebie. Jest rzeczą wprost nieprawdopodobną, by rodzaj ludzki był w stanie dojść do czegoś tak pięknego, tak paradoksalnego, tak eleganckiego, tak akrobatycznego i zarazem tak nienaturalnego. Dlatego też nie powinno nas specjalnie dziwić, że nagle ten sam rodzaj ludzki wydaje się zdecydowany wszystko to odrzucić. Za trudne to zadanie i zbyt skomplikowane, by mogło na ziemi przyjąć się na trwałe. Współżyć z wrogiem! Rządzić, dopuszczając do głosu opozycję! Czyż taka słabość nie wydaje się już czymś zupełnie niezrozumiałym? Coraz mniejsza liczba państw, w których dopuszcza się istnienie opozycji, jest najcięższym oskarżeniem, jakie można rzucić obecnej rzeczywistości. W prawie wszystkich współczesnych państwach jednorodna masa ciśnie na władzę publiczną, miażdżąc i zmiatając z powierzchni ziemi wszystkie grupy opozycyjne. Masa - któż by to pomyślał, mając przed oczami ów ciasno zbity tłum? - nie pragnie współżycia z nikim, kto do niej nie należy. Masa śmiertelnie nienawidzi wszystkiego, co nie jest nią samą.
Podobnie w innym tekście pisał („Invertabrate Spain”):
„Demokracja i liberalizm odpowiadają na dwa zupełnie odmienne pytania. Demokracja odpowiada na pytanie: Kto powinien sprawować władzę publiczną? Odpowiedź, której udziela: sprawowanie władzy publicznej należy do ciała obywatelskiego.
Liberalizm, z drugiej strony, odpowiada na pytanie: niezależnie od tego kto sprawuje władzę publiczną, jakie powinny być jej ograniczenia? Odpowiedź jest taka, że władza ta nie może być absolutna. Jednostka ma prawa, które stoją ponad jakąkolwiek ingerencją ze strony państwa.”
Jednym z najciekawszych esejów Buntu mas jest tekst zatytułowany Barbarzyństwo specjalizacji. Gasset zwraca uwagę, że współczesną technikę rodzi połączenie kapitalizmu z naukami eksperymentalnymi. "Nie każda technika ma podstawy naukowe. Ten, kto w czasach prehistorycznych wytwarzał topory z krzemienia, niewątpliwie tworzył technikę, jakkolwiek na pewno działalność ta pozbawiona była podstaw naukowych. Starożytni Chińczycy doszli do wysokiego stopnia sprawności technicznej, nie podejrzewając nawet istnienia fizyki. Jedynie nowoczesna technika europejska tkwi swymi korzeniami w naukach teoretycznych i tym właśnie korzeniom zawdzięcza ową szczególną właściwość, jaką jest możność nieograniczonego rozwoju." Tym samym według Gasseta, to właśnie współczesny człowiek nauki jest prototypem człowieka masowego. Nie wchodzą tu w grę jakieś szczególne przyczyny ani osobiste braki poszczególnych naukowców, po prostu sama nauka (...) przemienia ich w ludzi masowych, a więc czyni z nich prymitywów, współczesnych barbarzyńców. Niestety warunkiem rozwoju w nauce stała się specjalizacja ludzi nauki. Gasset podkreśla, że chodzi o specjalizację ludzi, ale nie samej nauki, gdyż nauka nie jest specjalistyczna. Gdyby tak było, to ipso facto przestałaby być prawdziwa. Nawet nauki eksperymentalne, wzięte w całości, nie byłyby prawdziwe, gdyby je oddzielić od matematyki, logiki czy filozofii. Natomiast praca w nauce, owszem wymaga specjalizacji.
Naukowiec jako jednostka, z całej wiedzy, jaką należy posiąść, by być człowiekiem mądrym i inteligentnym, zna tylko jedną dziedzinę nauki, a naprawdę dobrze tylko drobny jej wycinek, będący przedmiotem jej własnej działalności badawczej. Dochodzi do tego, że za cnotę uznaje nieznajomość wszystkiego, co leży poza małym poletkiem przez nią uprawianym, a ciekawość dla całości wiedzy ludzkiej określa mianem dyletantyzmu. Rzecz w tym, że człowiek, ograniczony do swego wąskiego pola widzenia, w istocie odkrywa nowe fakty, przyczyniając się do rozwoju swojej dziedziny nauki, której całość zna jedynie bardzo powierzchownie. Gasset kilkakrotnie podkreśla w swoich esejach paradoksalny acz niezaprzeczalny fakt: nauki eksperymentalne zawdzięczają swój postęp w dużej mierze pracy ludzi absolutnie przeciętnych, a nawet mniej niż przeciętnych. Znaczy to, że współczesna nauka, podstawa i symbol naszej cywilizacji, daje schronienie i hołubi w swoim łonie ludzi intelektualnie poślednich, pozwalając im na skuteczne działanie.
(...) sytuacja ta rodzi nadzwyczaj dziwny typ człowieka. Badacza, który odkrył jakieś nowe zjawisko przyrody, ogarnia siłą rzeczy poczucie wyższości i pewności siebie. W swoim mniemaniu czuje się usprawiedliwiony w tym, że uważa siebie za „człowieka, który wie”. I rzeczywiście, tkwi w nim fragment czegoś, co w połączeniu z innymi elementami, których w nim już nie ma, tworzy razem prawdziwą wiedzę. Taka więc jest sytuacja duchowa specjalisty, który w pierwszych latach tego wieku doszedł do stanu najbardziej frenetycznej przesady. Specjalista „wie” wszystko o swoim malutkim wycinku wszechświata, ale co do całej reszty jest absolutnym ignorantem.
To prowadzi Gasseta do przerażającego w gruncie rzeczy wniosku:
Przedtem ludzi dzieliło się w sposób prosty, na mądrych i głupich, na mniej lub bardziej mądrych i mniej lub bardziej głupich. Ale specjalisty nie można włączyć do żadnej z tych kategorii. Nie jest człowiekiem mądrym, bo jest ignorantem, jeśli chodzi o wszystko, co nie dotyczy jego specjalności; jednak nie jest także głupcem,ponieważ jest „człowiekiem nauki” i zna bardzo dobrze swój malutki wycinek wszechświata. Trzeba więc o nim powiedzieć, że jest mądro-głupi. Jest to sprawa nadzwyczaj groźna, oznacza bowiem, że człowiek ten wobec wszystkich spraw, na których się nie zna, nie przyjmuje postawy ignoranta, lecz wręcz przeciwnie, traktuje je z wyniosłą pewnością siebie kogoś, kto jest uczony w swej specjalnej dziedzinie. I w istocie tak właśnie zachowuje się specjalista. Wobec polityki, sztuki, obyczajów społecznych i towarzyskich, a także wobec innych nauk przyjmuje postawę najgłupszego prymitywa; ale robi to z przekonaniem i pewnością siebie, nie dopuszczając - i to jest rzecz paradoksalna - możliwości istnienia specjalistów w tamtych dziedzinach. Cywilizacja, czyniąc go specjalistą, spowodowała zarazem to, że w pełni z siebie zadowolony zamknął się hermetycznie we własnej ograniczoności; a z kolei wewnętrzne poczucie zadufania i własnej wartości prowadzi go do tego, iż pragnie dominować także w dziedzinach nie mających nic wspólnego z jego wąską specjalizacją. Rezultat jest taki, iż mimo że w swojej specjalności osiągnął najwyższe kwalifikacje - specjalizację - a więc cechę wręcz przeciwną do tych, które charakteryzują człowieka masowego, to jednak we wszystkich innych dziedzinach życia zachowuje się jak pozbawiony wszelkich kwalifikacji człowiek masowy.
Za przykładem ludzi nauki tą drogą postępują lekarze, inżynierowie, finansiści, nauczyciele... Gasset wskazuje, że "ta postawa „niesłuchania”, niepodporządkowywania się żadnym instancjom wyższym, cechuje człowieka masowego, osiąga szczyty właśnie u tych ludzi częściowo wykwalifikowanych. Oni to symbolizują obecne imperium mas, które z nich w znacznej mierze się składa, a ich barbarzyństwo jest najbardziej bezpośrednią przyczyną demoralizacji Europy. Z drugiej strony stanowią najjaskrawszy i najdoskonalszy przykład tego, jak cywilizacja zeszłego wieku pozostawiona własnym skłonnościom spowodowała odrodzenie się prymitywizmu i barbarzyństwa.
Bunt mas jest boleśnie trudną lekturą - nie z powodu podejmowanej problematyki czy języka (wręcz przeciwnie - napisana jest z lekkością znakomitego eseju i najlepszych prac popularyzatorskich). Trudność wynika z przygnębiającego wydźwięku i przykrych wniosków do jakich dochodzi autor. Łatwiej byłoby pozostać cząstką bezrefleksyjnej masy.