Bardzo udana adaptacja, choć wielu krytyków podkreślało chłód, brak emocji i drętwą grę. Nie bardzo wiem, jakiej ekspresji oczekiwali, bo ten film tętni od emocji. Odtwórcy głównych ról: Ralph Fiennes w roli Oniegina, Liv Tyler w roli Tatiany i Toby Stephens jako Lenski są po prostu rewelacyjni! Nawet epizodyczna rola księcia Nikitina (Martin Donovan) była urzekająca. Reżyserka (Martha Fiennes) wydobyła tę masę emocji dzięki dużej liczbie zbliżeń twarzy - praktycznie każda z takich scen to perełka! Piękne zdjęcia, które wyłapują najmniejszy grymas twarzy, spojrzenie lub
gest i kontrastują z otwartą przestrzenią lub przepychem pałaców. Lenski w czasie pojedynku, czy Oniegin w momencie, kiedy dowiaduje się, że Tatiana została żoną księcia Nikitina mogą po prostu nic nie mówić - oto cała magia kina.
A zabierałam się za ten film z niechęcią - nie mogłam zdobyć żadnej rosyjskiej adaptacji Oniegina, więc się poddałam, ale z dużymi obawami, jak amerykańsko-brytyjska ekipa podoła rosyjskim realiom XIX-wiecznym. Podołała wspaniale! Każdy detal: fryzury, elementy stroju, dodatki, galanteria (np. grzebienie Oniegina), gęsie pióra, którymi piszą bohaterowie, wyposażenie wnętrz, zastawy stołowe, charakterystyczne rosyjskie kapy i poduszki, różnice między wiejskimi posiadłościami a petersburskimi pałacami - porównać to można chyba tylko do pieczołowitości, z jaką tworzono klimat epoki w Wieku niewinności. Jest coś malarskiego w tym filmie - liczne rozmyte lub spowite mgłą krajobrazy przeplatają się z niezwykle ostrymi obrazami wypełnionymi kolorami i detalami.
W tych detalach nie zaginęła jednak kwestia uczuć i przemiany głównych bohaterów. Zblazowany, cyniczny bon vivant, jakim na początku był Oniegin przeobraża
się w człowieka niespełnionego, wewnętrznie
wypalonego, który przegrał życie, gdyż nie potrafił w porę przyjąć
uczucia zakochanej w nim kobiety. Natomiast naiwniutka, wiejska panna - Tatiana - z pełnej optymizmu, otwartej dziewczyny przeistacza
się w dojrzałą, odpowiedzialną kobietę.
Rozczarowuje nieco muzyka - banalna aż do bólu, zapewne w pojęciu amerykańskim "bardzo rosyjska", ale osobiście wolałabym nową kompozycję zamiast odgrzewanego walca.