Nie zna się na pieniądzach. Zawsze ma za dużo
albo zbyt mało monet, lecz to nieistotne,
ponieważ liczy się wyprawa: cztery schodki
i wzdłuż grządek do furtki, ominąć kałużę,
akacje i garaże, przejść obok śmietnika
do tunelu, razem jakieś pięćdziesiąt metrów.
Ogon szczura czy nowy napis w ciemnym przejściu
albo wiosna: za siatką nagły dżez słowika,
paniczna ucieczka wróbli. W sklepie już gotowe:
ćwiartka chleba, kostka masła, natka pietruszki,
kilka nagłówków gazet, kronika z podwórka,
kolorowe torebki. I droga z powrotem:
to samo, uważnie. Czas wciąż jeszcze krok z tyłu,
zbyt wiele go rozprasza: kręcące się mrówki,
złotko po batoniku, litery napisu
czytane od tej strony mają inne skutki.