W bardzo niezwykłej,
klimatycznej piwnicy Teatru Kamienica od kilku już lat wystawiana jest
historia Wiery Gran - polskiej aktorki, piosenkarki, w której postać w cudowny sposób wciela się jedna z moich ulubionych autorek,
Justyna Sieńczyłło. Podziwiam ją za odwagę, bo zmierzenie się ze wstrząsającą biografią Wiery Gran, to szalone
wyzwanie.
Zresztą na wstępie, w nagraniu Sieńczyłło objaśnia powody, dla których się go podjęła - a powodowała nią głównie miłość do sztuki, podziw dla talentu i odwagi Wiery Gran i współczucie dla straszliwego losu, jaki stał się udziałem tej piosenkarki.
W kolejnych monologach główna bohaterka wspomina swoje
dramatyczne losy w odwrotnej niż chronologiczna kolejności - od
powojennej kariery i występów na najważniejszych scenach świata, w tym w
Carnegie Hall, poprzez emigrację z kraju, procesy, w których musiała
się oczyszczać z zarzutów o kolaborację, aż po wojnę i getto, występy w
przedwojennych kabaretach i w końcu znów samotną starość. Poszczególne sceny zostały przeplecione piosenkami z repertuaru Wiery Gran. Obdarzona fenomenalnym głosem Justyna Sieńczyłło przejmująco wykonuje takie przeboje, jak Jej pierwszy
bal czy Trzy listy, nie naśladując śpiewu Wiery,
lecz samodzielnie interpretując jej utwory.
Sądzę, że emocjonalnie to przedstawienie musiało być bardzo kosztowne, bo nawet siedząc cicho na widowni, czułam, jak wbija mnie w krzesło. Portret kobiety,
przeczołganej przez
życie. Ogląd najważniejszych, a na pewno najbardziej
wstrząsających etapów życia Wiery Gran. Jej zagubienie, samotność a nawet paranoja wydaja się niepojęte, bo większość z nas wie tylko o sukcesach i sławie.
Nadzwyczajne jest także i to, że pomimo poruszającej kreacji Justyny Sieńczyłło, która bezgranicznie skupia na sobie uwagę, zdołała dla siebie znaleźć pokaźne miejsce także Paweł
Burczyk, przywdziewający kilka bardzo odmiennych kreacji: rosyjskiego celnika, śledczego, konferansjera, dziennikarza i wreszcie - wspaniale! - żydowskiego komika.