Zapowiadał się niesamowity mroczny serial, rozgrywany w klimacie ponurego, małego miasteczka. Natłok zdarzeń (krwawe morderstwo prostytutki i działacza partyjnego, samobójstwo dwojga nastolatków i do tego tajemnica , zagrzebana gdzieś wśród bagien). To wszystko tonące w typowo PRL-owskim brudzie, szarzyźnie, smętnych twarzach źle ubranych, zaniedbanych ludzi albo prowincjonalnym blichtrze obciachowych notabli. Ogólny obraz rozkładającego się świata z niezwykłą historią w centrum.
Niestety wielka tajemnica i wielka obietnica dość szybko zaczynają grzęznąć w niemalże dokumentalnym obrazie zapyziałego miasteczka. Ta warstwa dokumentalna początkowo może nawet wydać się interesującym zabiegiem (o ile komuś nie uruchamia się nieprzyjemny dreszcz na wspomnienie PRL-owskiej rzeczywistości). Imponuje dbałość o każdy detal (samochody, ulice, wnętrza mieszkań) i znakomite odmalowanie dusznej atmosfery mieściny, w której wszyscy się znają (właściwie powinnam napisać - bagiennej - bo bagno, czyli rojst jest w tym serialu słowem-kluczem). Z czasem jednak doszłam do wniosku, że poza owym "dokumentem" niewiele więcej maja do opowiedzenia twórcy serialu. Poszczególne wątki rwą się, albo nagle zostają przywołane w chwili, gdy już oswoiliśmy się z ich zamknięciem. Niektóre postaci znikają (i nie chodzi tu o zabieg fabularny), a potem pojawiają się, jak królik z kapelusza.
Finałowa scena strzelaniny jest totalnie kuriozalna, więc nawet szkoda komentować. Ale szczytem wszystkiego okazuje się tajemnica bagiennego lasu. Zapowiadał się fenomenalny wątek, który wzbudzał moje zainteresowanie bardziej niż te wszystkie trupy i postać boksera-rzeźnika, który jak ciele pozwala się załatwić dwóm cieniasom. I ten fenomenalny wątek zostaje ostatecznie rozwiązany w krótkim monologu wygłoszonym w dość nieoczekiwanym i absurdalnym momencie.
Serial utrzymał mnie tylko fenomenalnym aktorstwem - ale nie dziwi nic, skoro w głównych rolach wystąpili Andrzej Seweryn i Dawid Ogrodnik.