czwartek, 12 września 2019

Marie Sansgêne "Wspomnienia z młodości ubogiej służącej"

 

Dziewiętnastowiecznych czytelników fascynowały historie kobiet z klasy najniższej: służących, robotnic, pracownic seksualnych. Pachniały sensacją prezentując szczegóły rozwiązłego życia dziewczyn pracujących, na pozór nieskrępowanych ówczesną moralnością, albo zawierały komentarze dotyczące własnej klasy społecznej, widzianej świeżym okiem osoby z klasy niższej. Ich bohaterki  prezentowały postawę drastycznie odmienną od typowego zachowania panien z klasy wyższej. Uosabiały to, co wyobrażano sobie jako niezmanierowaną bezpośredniość proletariuszek.
 
Książka "Wspomnienia z młodości ubogiej służącej" to całkiem odmienny przypadek. Napisana w formule pamiętnika okraszonego zbiorem opowiastek sprawdza się wręcz idealnie. Marie Sansgêne, urodzona w 1853 roku w Gdańsku, to autorka wspomnień pozwalających dokładnie przyjrzeć się kondycji dziewiętnastowiecznych służących. Bohaterka w dzieciństwie próbowała uciec z cyrkiem i w męskim przebraniu nosiła nocą sieci nad morze. Jako młoda panna robiła sery, pilnowała żywych raków w piwnicy, polerowała mundury oficerskie i ręcznie prała góry chustek do nosa.  
 
Opowieść stanowi zapis historii życia pełnego przemocy, biedy i ciężkiej pracy ponad siły, w którym Marie ostatecznie jednak zawsze triumfuje nad przeciwnościami losu dzięki pracowitości i pewności siebie. W opowieściach o kolejnych pracodawcach powtarzają się opisy bolączek i problemów, z którym borykały się służące na przełomie wieków – złe warunki pracy, złe wyżywienie, przemoc i molestowanie seksualne, które było niemal nierozerwalnie związane usługiwaniem. 
 
Ważny jest też wątek jedzenia. Marie wyśmiewa kolejne panie, które nie potrafią oszczędnie dobrać produktów lub w ogóle nie umieją gotować, a za wyrzuty mężów mszczą się na służącej. Gotowanie nie należało zresztą zwykle do obowiązków służącej do wszystkiego – wiele domów zatrudniało osobno kucharkę. Pracodawczynie jednak pilnie kontrolowały ilość produktów zużywanych w kuchni i fatalnie karmiły służące. Marie we wspomnieniach często narzeka na brak jedzenia albo na fatalną jakość produktów i chciwość państwa. Nie brak tu komicznych wątków. Zdarzyło się, że Sansgêne zaniosła nawet obiad na policję, żeby pokazać, jak źle jest karmiona, co poskutkowało tym, że pani otrzymała reprymendę od władz. Zgodnie z prawem minimalna kwota przeznaczana na dzienne wyżywienie służby w zaborze pruskim wynosiła wówczas siedemdziesiąt pięć fenigów, a marne posiłki Marie nie sięgały jej zdaniem kwoty nawet trzydziestu. Ankieta dla służących przeprowadzona w Berlinie w 1900 roku przez ekonomistę Oskara Stillicha dowodziła, że służące najczęściej jedzą suche kartofle, wygotowane mięso z rosołu dla państwa albo resztki ze stołu.
 
Badacze historii kultury nie dysponują wieloma tekstami pisanymi przez osoby pochodzące z najniższych klas. Głównie dlatego, że ci ostatni nie potrafili pisać lub – jeśli nabyli tę umiejętność – nie mieli czasu ani ochoty na prowadzenie korespondencji i tworzenie pamiętników. Teksty wytwarzane przez proletariat mogły również nie przetrwać, ponieważ były postrzegane jako dokumenty historyczne o małej wartości.
 
Tekst Marie Sansgêne, wydany w 1908 roku, został spisany przez autorkę pod pseudonimem po wielu latach i po awansie społecznym, który nastąpił po jej zamążpójściu. Do dzisiaj nie ma pewności, czy wspomnienia nie są dziełem jej męża albo w ogóle nie są tekstem fikcyjnym. Nawet jeśli nie są to autentyczne zapiski byłej gdańskiej służącej, albo ktoś inny zadbał o wygładzenie stylu, to opis wydarzeń jest bardzo wiarygodny. 
 
Książka silnie różni się od innych publikowanych w tym samym okresie hitów wydawniczych, wziętych rzekomo z życia proletariatu. Jednym z nich był opublikowany w 1906 roku w Niemczech „Pamiętnik kobiety upadłej wydany po jej śmierci” autorstwa Margarete Bohme (na polski książka przetłumaczona została przez emancypantkę Felicję Nossig). Ckliwa historia pracownicy seksualnej, która – przeżywszy życie pełne przygód i cierpień – umiera na gruźlicę, budziła wiele emocji, choć okazała się fikcją literacką. Z kolei w 1905 roku Cecylia Walewska publikowała na łamach socjalistycznego „Ogniwa” „Moje służby. Dziennik Marcysi poprawiony z rękopisu” – również, mimo niewątpliwej inspiracji postaciami prawdziwych służących, dzieło fikcyjne. 
 
Podobnie jak w bajkach – i tu uboga służąca wychodzi za mąż za bogatego pana. Dopiero z tej bezpiecznej odległości i z perspektywy czasu może zabawiać czytelników opowieściami o przygodach pyskatej panny, służącej w gdańskich domach. Czytanie źródeł wytwarzanych przez proletariuszki daje czytelnikowi możliwość przyjęcia nowej perspektywy na historię codzienności. Pokazuje, jak na wygodne mieszczańskie życie osób korzystających ze zdobyczy nowoczesności pracować musiały osoby, które nie doświadczały jej pozytywnych stron. Przemoc, wyzysk, złe warunki – to wszystko brutalna prawda o pracy w dziewiętnastowiecznym mieście industrialnym. Perspektywa oddolna pozwala jednak dostrzec, że nie jest to cała prawda. Marie pokazuje, że praca taka dawała też poczucie sprawczości, bezcenne, nawet jeśli zyskiwane nieproporcjonalnym kosztem.