Dziewiętnastowiecznych czytelników fascynowały historie
kobiet z klasy najniższej: służących, robotnic, pracownic seksualnych. Pachniały sensacją prezentując szczegóły rozwiązłego życia dziewczyn
pracujących, na pozór nieskrępowanych ówczesną moralnością, albo zawierały komentarze dotyczące własnej klasy społecznej, widzianej
świeżym okiem osoby z klasy niższej. Ich bohaterki prezentowały postawę drastycznie odmienną od
typowego zachowania panien z klasy wyższej. Uosabiały to, co wyobrażano
sobie jako niezmanierowaną bezpośredniość proletariuszek.
Książka "Wspomnienia z młodości ubogiej służącej" to całkiem odmienny przypadek. Napisana w formule pamiętnika okraszonego zbiorem opowiastek sprawdza się wręcz idealnie. Marie Sansgêne, urodzona w 1853 roku w Gdańsku, to
autorka wspomnień pozwalających dokładnie przyjrzeć się kondycji
dziewiętnastowiecznych służących. Bohaterka w dzieciństwie próbowała uciec z cyrkiem i w męskim przebraniu nosiła
nocą sieci nad morze. Jako młoda panna robiła sery, pilnowała żywych
raków w piwnicy, polerowała mundury oficerskie i ręcznie prała góry
chustek do nosa.
Opowieść stanowi zapis historii życia pełnego przemocy, biedy i
ciężkiej pracy ponad siły, w którym Marie ostatecznie jednak zawsze
triumfuje nad przeciwnościami losu dzięki pracowitości i pewności siebie. W opowieściach o kolejnych pracodawcach powtarzają się
opisy bolączek i problemów, z którym borykały się służące na przełomie
wieków – złe warunki pracy, złe wyżywienie, przemoc i molestowanie
seksualne, które było niemal nierozerwalnie związane usługiwaniem.
Ważny jest też wątek jedzenia. Marie wyśmiewa kolejne panie, które
nie potrafią oszczędnie dobrać produktów lub w ogóle nie umieją gotować,
a za wyrzuty mężów mszczą się na służącej. Gotowanie nie należało
zresztą zwykle do obowiązków służącej do wszystkiego – wiele domów
zatrudniało osobno kucharkę. Pracodawczynie jednak pilnie kontrolowały
ilość produktów zużywanych w kuchni i fatalnie karmiły
służące. Marie we wspomnieniach często narzeka na brak jedzenia albo na fatalną jakość
produktów i chciwość państwa. Nie brak tu komicznych wątków.
Zdarzyło się, że Sansgêne zaniosła nawet obiad na policję, żeby
pokazać, jak źle jest karmiona, co poskutkowało tym, że pani otrzymała
reprymendę od władz. Zgodnie z prawem minimalna kwota przeznaczana na
dzienne wyżywienie służby w zaborze pruskim wynosiła wówczas
siedemdziesiąt pięć fenigów, a marne posiłki Marie nie sięgały jej
zdaniem kwoty nawet trzydziestu. Ankieta dla służących przeprowadzona w Berlinie w 1900 roku przez
ekonomistę Oskara Stillicha dowodziła, że służące najczęściej jedzą
suche kartofle, wygotowane mięso z rosołu dla państwa albo resztki ze
stołu.
Badacze historii kultury nie dysponują wieloma tekstami
pisanymi przez osoby pochodzące z najniższych klas. Głównie
dlatego, że ci ostatni nie potrafili pisać lub – jeśli nabyli tę
umiejętność – nie mieli czasu ani ochoty na prowadzenie korespondencji i
tworzenie pamiętników. Teksty wytwarzane przez proletariat mogły
również nie przetrwać, ponieważ były postrzegane jako dokumenty
historyczne o małej wartości.
Tekst Marie Sansgêne, wydany w 1908 roku, został spisany przez autorkę pod pseudonimem po
wielu latach i po awansie społecznym, który nastąpił po jej
zamążpójściu. Do dzisiaj nie ma pewności, czy wspomnienia nie są dziełem jej męża albo w ogóle nie są tekstem fikcyjnym. Nawet jeśli nie są to autentyczne zapiski byłej
gdańskiej służącej, albo ktoś inny zadbał o wygładzenie stylu, to opis wydarzeń jest bardzo wiarygodny.
Książka silnie różni się od innych publikowanych w tym samym okresie hitów
wydawniczych, wziętych rzekomo z życia proletariatu. Jednym z nich był
opublikowany w 1906 roku w Niemczech „Pamiętnik kobiety upadłej
wydany po jej śmierci” autorstwa Margarete Bohme (na polski książka
przetłumaczona została przez emancypantkę Felicję Nossig). Ckliwa historia
pracownicy seksualnej, która – przeżywszy życie pełne przygód i cierpień
– umiera na gruźlicę, budziła wiele emocji, choć okazała się fikcją literacką. Z kolei w 1905 roku Cecylia
Walewska publikowała na łamach socjalistycznego „Ogniwa” „Moje służby.
Dziennik Marcysi poprawiony z rękopisu” – również, mimo niewątpliwej
inspiracji postaciami prawdziwych służących, dzieło fikcyjne.
Podobnie jak w bajkach – i tu uboga służąca wychodzi za mąż za bogatego
pana. Dopiero z tej bezpiecznej odległości i z perspektywy czasu może
zabawiać czytelników opowieściami o przygodach pyskatej panny, służącej w
gdańskich domach. Czytanie źródeł wytwarzanych przez proletariuszki
daje czytelnikowi możliwość przyjęcia nowej perspektywy na historię
codzienności. Pokazuje, jak na wygodne mieszczańskie życie osób
korzystających ze zdobyczy nowoczesności pracować musiały osoby, które
nie doświadczały jej pozytywnych stron. Przemoc, wyzysk, złe warunki –
to wszystko brutalna prawda o pracy w dziewiętnastowiecznym mieście
industrialnym. Perspektywa oddolna pozwala jednak dostrzec, że nie jest
to cała prawda. Marie pokazuje, że praca taka dawała też poczucie
sprawczości, bezcenne, nawet jeśli zyskiwane nieproporcjonalnym kosztem.