niedziela, 28 kwietnia 2019

Philip G. Zimbardo "Efekt Lucyfera. Dlaczego dobrzy ludzie czynią zło?"


"Nasze poczucie władzy jest intensywniejsze, gdy uda nam się złamać ludzkiego ducha niż wtedy, gdy zdobędziemy ludzkie serce"
 Eric Hoffer, The Passionate State of Mind (Żarliwe stanu umysłu, 1954)


Zasiadam o kilka lat za późno do książki cytowanej już tak często, że mam wrażenie, że nie warto jej czytać. A jednak! Cytowania, które znam dotyczą jednej tylko - najbardziej sensacyjnej warstwy eksperymentu ze Stanford. Tymczasem liczba obserwacji i spostrzeżeń jest tak ogromna, że trudno się dziwić objętości książki (ponad 450 stron). Pochłonęłam ją w dwa wieczory - język jest prosty, typowo popularyzatorski, a wyniki badań tak ciekawe i przystające do setek sytuacji znanych mi z codzienności, że trudno było odłożyć lekturę i tak po prostu pójść spać.

Zapewne każdy już wie co nieco o stanfordzkim eksperymencie więziennym: że jego przebieg w pewnym momencie wymknął się spod kontroli, a sytuacja była na tyle poważna, że Zimbardo i jego współpracownicy postanowili awaryjnie przerwać doświadczenie (eksperyment miał trwać 14 dni, lecz został przerwany już szóstego dnia), że na podstawie obserwacji wykazano, iż czynniki sytuacyjne (specyficzne warunki i otoczenie), mogą skłonić każdą osobę do popełniania okrutnych czynów, że normalni, zdrowi, młodzi mężczyźni, "z dobrych rodzin", wyposażeni w symbole władzy (mundury, pałki, okulary) w krótkim czasie zaczęli znęcać się nad powierzonymi ich nadzorowi więźniami, że nie powstrzymywał ich nawet fakt, że "więźniowie" to ich koledzy z grupy studenckiej.

Dla mnie interesująca była nie tylko (skądinąd przygnębiająca) konstatacja, że nawet dobry człowiek może perfekcyjnie czynić zło, ale także dowód, że zbyt duże znaczenie przypisujemy czynnikom dyspozycyjnym, podczas gdy okoliczności mogą gruntownie zmienić nasze zachowanie, a pozostawienie człowieka przez dłuższy czas pod wpływem określonych uwarunkowań może trwale przekształcić jego zachowanie tak, że postępowanie przyjęte pierwotnie jako tymczasowe, stanie się po prostu jego drugą tożsamością.

Niewątpliwym atutem książki jest umieszczenie w niej opisów stanowiących spostrzeżenia samego autora, bezpośrednich uczestników eksperymentu, jak i innych osób będących świadkami tylko jakiejś części badania. Dzięki temu możemy ustawić się w dowolnej roli: więźnia, strażnika, dyrektora więzienia lub zewnętrznego obserwatora i ocenić eksperyment z tej perspektywy.

To, co wydarzyło się w podziemiach uniwersytetu w Stanford przez wiele lat pozostawało czystym eksperymentem, ale dopiero wydarzenia w irackim więzieniu Abu Ghairb pod Bagdadem uświadomiły wartość tamtego badania. Dlatego druga część książki poświęcona jest wydarzeniom, które miały miejsce podczas II wojny w Zatoce Perskiej (30 lat po  doświadczeniu stanfordzkim), kiedy amerykańska telewizja opublikowała drastyczne zdjęcia, przedstawiające amerykańskich strażników znęcających się na irackimi więźniami. Zimbardo zidentyfikował wiele wspólnych cech łączących to wydarzenie z eksperymentem z lat 70. XX w. (wystąpił jako biegły sądowy w procesie amerykańskich strażników). Wnioski wysunięte przez Zimbardo każą z innej perspektywy spojrzeć na liczne wydarzenia (w tym masakrę Tutsi w wojnie rwandyjskiej) czy niewyobrażalne zbrodnie II Wojny Światowej.

Nie należy jednak ulegać przekonaniu, że Efekt Lucyfera jest adresowany wyłącznie do studentów psychologii, etyków, czy badaczy zbrodni ludobójstwa. Obserwacje dotyczące wpływu sytuacji na nasze zachowania świetnie może wykorzystać każdy z nas, a na pewno ci którzy wywierają wpływ na innych lub są takiemu wpływowi poddani (a kto nie jest?). Prawnicy, pedagodzy, socjolodzy i politolodzy, pracownicy i ich kierownicy, HR-owcy, badacze, czy wreszcie rodzice... - wszyscy sporo mogą się nauczyć z tego straszliwego eksperymentu.

Poruszył mnie opis spotkania prof. Zimbardo z rodzicami jednego z uczestników eksperymentu (pierwotnie przywódcy buntu, który szybko jednak załamał się i chciał opuścić eksperyment bez względu na konsekwencje). Matka studenta była zaniepokojona oznakami załamania, ale w rozmowie z prof. Zimbardo, który zapewniał rodziców, że wszystko jest pod kontrolą, poczuła się mniej pewnie. Ostatecznie skapitulowała, kiedy w "męskiej" rozmowie profesora z ojcem chłopaka nawiązane zostało szczególne porozumienie (wszak chłopaki nie płaczą) i podjęta decyzja, że warto jeszcze chwilę spróbować... Nie wiem, czy zadziałała wyłącznie męska solidarność i lekceważący stosunek do "babskich histerii", czy może ojciec leczył  własne kompleksy, albo próbował coś udowodnić przekonany, że jego syn nie okaże się pierwszym mięczakiem w zespole - grunt, że student został w eksperymencie, tylko po to , aby ostatecznie załamać się dobę później, kiedy to wreszcie jeden z asystentów Zimbardo podjął decyzję, że "względy humanitarne są ważniejsze niż cel eksperymentu". Matka przeczuła znacznie wcześniej ten kryzys, ale nie jedyny to chyba przypadek, gdy społeczny model ról przesądza o tym, co słuszne, właściwe i kto ma rację, a kto powinien zacisnąć zęby.

Wyniki tego eksperymentu przez lata były rozważane tylko w kontekście sporu między dyspozycyjnym a sytuacyjnym rozumieniem zachowania ludzi - słabiej wypada wdrożenie tej wiedzy w faktycznie działających organizacjach. Okazuje się, że zdolności naszego umysłu w procesie dostosowania do sytuacji są doprawdy potężne, a prawidłowo wykorzystane mogą pomóc zwykłym ludziom osiągać niezwykłe cele. W tym kontekście tytuł książki - sugerujący jedynie wynikające z tej konstatacji zło - nie bardzo mi się podoba ;-)

Co ważne prof. Zimbardo nazywa siły sytuacyjne, które mają wpływ na nasze zachowanie i pokazuje, jak się przed nimi bronić. Rozkłada na czynniki pierwsze system władzy i mechanizm wszechogarniającego zwierzchnictwa a także przygląda się, jak instytucje tworzą mechanizmy pozwalające przełożyć ideologię na procedury operacyjne. Diagnozuje, dlaczego władza tak często deprawuje i przygląda się mechanizmom funkcjonowania ludzi w tragicznych sytuacjach – od koszmaru nazistowskich obozów koncentracyjnych, przez tortury zadawane przez policję i wojsko na całym świecie, po defraudacje kadry zarządzającej korporacji takich jak Enron.

Kiedy myślę o długiej i ponurej historii ludzkości
nasuwa się wniosek, że dużo więcej ohydnych zbrodni
popełniono w imię posłuszeństwa niż w imię buntu
C.P. Snow, Either - or (1961)

Zimbardo pokazuje z jaką uwagą należy ustalać zasady współpracy i podział ról, żeby nie stały się źródłem patologii i nadużyć. Ostrzega przed ryzykiem wynikającym z anonimowości i deindywiduacji w pracy oraz dehumanizacją i pozbawianiem ludzi poczucia wartości. Zimbardo poświęcił też dużo miejsca zagadnieniom z zakresu dynamiki społecznej: władzy, konformizmowi, posłuszeństwu i złu bezczynności. Ostrzega, jak łatwo i głęboko mogą przebiegać zmiany w postawie osób uwikłanych w toksyczny system i podkreśla naszą odpowiedzialność za proponowane polityki i procedury.

Zimbardo na wiele sposobów ukazuje jak okoliczności, w których może się znaleźć każdy z nas, mogą zmienić tzw. dobrego człowieka, porządnego obywatela w bestię, nieznającego litości potwora, który w swych działaniach będzie miał za nic dobra wypracowane przez naszą cywilizację, takie jak: poszanowanie godności osobistej, równouprawnienie, czy prawo do sprawiedliwego traktowania przez instytucje państwowe.

Pewnym minusem jest fakt, że Zimbardo nie bierze pod uwagę czynników, które są istotne na froncie (Irak), charakterystycznych dla instytucji totalnych (wojsko, więzienie) norm, zasad i szczególnie rozumianego posłuszeństwa wobec przełożonych. Zasady współżycia społecznego w takich "koszarowych" instytucjach niewątpliwie stanowią szczególny obszar zdarzeń, nawet jeśli część z nich znamionują cechy uniwersalne.