Autor połowę życia spędził w Kościele jako jezuita, wykładowca,
redaktor i świetny publicysta. Dzisiaj jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego i w wielu publikacjach drąży temat jakości polskiego katolicyzmu („Umysł wyzwolony. W poszukiwaniu dojrzałego katolicyzmu” i „Obrzeża katolicyzmu”). Tym razem zastanawia się, czy katolicyzm jest religią
chrześcijańską, a katolicyzm polski – w ogóle religią.
Niezwykle ciekawe jest tło współczesnych teorii religii, o których Obirek pisze po prostu fascynująco: poczynając od obecnego stanu wiedzy o historycznej postaci Żyda Jezusa (z którym polska myśl katolicka
i teologia raczej nie wchodzi w dialog) po współczesne próby łączenia dość anachronicznego "nauczania kościoła" ze współczesną rzeczywistością społeczną.
Dzięki doświadczeniu życia duchowego w strukturach Kościoła autor dostrzega upolitycznienie religii i równoczesne ureligijnienie polityki (co nie jest zjawiskiem typowo polskim, a ma raczej charakter globalny). Obirek twierdzi, że coraz większa ekspansja Kościoła katolickiego sprawiła, że dla wielu Polaków rola tej instytucji stała się bardziej dokuczliwa, również dla niego samego, co doprowadziło do decyzji o odejściu z zakonu.
A przecież historia polskiej "katolickości wyłącznej" nie jest wcale długa. Jeszcze w okresie 20-lecia międzywojennego w granicach Rzeczypospolitej żyło 5 mln Ukraińców, milion Białorusinów, milion protestantów i trzy miliony Żydów. Pomimo tych liczb - to byli ciągle "oni". Wygnani, wyniszczeni lub wysiedleni za sprawą Hitlera lub Stalina - faktycznie stali się fragmentem historii. A Polska - z kraju wielu etni - po raz pierwszy stała się monolitem narodowym i religijnym.
To jeszcze ciągle nie uzasadnia skostnienia polskiego Kościoła. O ile sekularyzacyjne trendy modernizmu pod rządami komunistów mogły wydawać się zagrożeniem, o tyle Sobór Watykański II (1962-65) przyniósł aggiornamento, którego wielkim orędownikiem był Jan XXIII (W wyższym świecie jest inaczej, lecz tu, na dole, życie jest zmianą, i żeby być doskonałym, trzeba zmieniać się często).
Obirek uczciwie przyznaje, że jego poszukiwania nie są emocjonalnie neutralne, a krytyka polskiego katolicyzmu wynika z głębokiego przekonania, że istnieje alternatywa wobec tego, co jest. To ważki problem, bo jakość polskiego katolicyzmu decyduje (niestety?) o jakości polskiego życia społecznego. A związek tożsamości religijnej z tożsamością narodową jest tym bardziej niebezpieczny, że próbuje mu się narzucać formy zinstytucjonalizowane.
Osobistym jest także wątek ignacjański obecny w książce: autor, jako były jezuita, doskonale zna nie tylko Ćwiczenia duchowe Loyoli, ale też szczególny charakter tego typu duchowości, opartej na możliwości przekraczania granic i otwartości na innego.
Kilka wybranych uwag i ciekawych spostrzeżeń, zaczerpniętych z książki:
"Dziś myślę, że polska fetyszyzacja cmentarzy i grobów (ale tylko naszych, katolickich), to forma ucieczki od rzeczywistości z jednej strony i idealizacji przeszłości z drugiej. A jedno i drugie oznacza po prostu brak czy niechęć przyjęcia odpowiedzialności za teraźniejszość."
"Z Bogiem [w zakonie] jest problem. Jest on bowiem mediowany przez hierarchiczną strukturę zakonną." Niewątpliwie sporo w tym winy postanowień Soboru Watykańskiego I (1871), a w szczególności ogłoszenia dogmatu o nieomylności papieża, który zamknął wszelką dyskusję, próby reformowania Kościoła i zaoowocował kompletnym oderwaniem myślenia kościelnego od rzeczywistości. W efekcie to nie ortopraksja, ale ortodoksja wyznacza przynależność do grupy wyznaniowej i pozwala widzieć w niektórych ludziach innych. W tym kontekście Obirek przywołuje też wykład Nowe granice i wartości uniwersalne, wygłoszony w 2004 r. przez norweskiego antropologa Frederika Bartha, który podkreśla, że granice zostały wydzielone nie po to, aby oddzielać różnice lecz ponieważ wyznaczyliśmy granice, szukamy różnic, aby zyskać wyrazistą świadomość ich obecności.
Obirek z goryczą pisze też o postaci JPII, który w zakonie jezuickim nie był punktem odniesienia, a jeśli już - to negatywnym. JPII zapoczątkował proces przywracania w Kościele struktur i mentalności autorytarnej. Pontyfikat Wojtyły autor nazywa "restauracyjnym i konserwatywnym". Tymczasem Obirek - szczególnie po studiach u Luigiego di Pinto i Sergia Bastianela (autorów Biblijnych podstaw etyki) dzielił przekonanie, że biblijna moralność jest silnie zakorzeniona w historycznym doświadczeniu i wyrasta z pluralistycznego świata. Tymczasem kontrowersyjna deklaracja autorstwa kardynała Ratzingera (ale firmowana przez JPII) Dominus Jesus, zamykała rozwijający się po Soborze Watykańskim II dyskurs i kładła tamę otwarciu i pluralizmowi.
Obirek posługuje się w całej swojej książce pojęciem religii nawiązującym do definicji Clifforda Geertza (religia to system kulturowy), zgodnie z którym stanowi ona: system symboli budujących w ludziach mocne i trwałe nastroje i motywacje, poprzez formułowanie koncepcji ogólnego ładu istnienia i tworzenie wokół tych koncepcji takiej aury faktyczności, że owe nastroje i motywacje wydają się niezwykle rzeczywiste.
Z kolei wg Rahnera historię religii chrześcijańskiej dzieli na trzy wybitnie różne okresy. Najwcześniejszym są trzy pierwsze wieki judeochrześcijaństwa, wypracowujące swoją tożsamość w sporze z judaizmem i dialogu z kulturą grecko-rzymską. Okres od ogłoszenia edyktu Konstantyna do połowy XX w. (okres pokonstantyńskiego chrześcijaństwa upolitycznionego). I wreszcie okres uznania innych religii za fakt wzbogacający dla chrześcijaństwa (po Soborze Watykańskim II).
Najdłuższy, drugi okres, nie tylko okazał się najmniej twórczy, ale też najbardziej szkodliwy społecznie - to okres obowiązywania reguły Ecclesiam nulla salus. Puentą dla wywodu niech będzie dość gorzkie stwierdzenie teologów protestanckich, że Jezus chciał zbudować Królestwo Boże, a powstał Kościół...