W 2003 roku Tartak znalazł się na liście dziewięciu najbardziej cenionych książek
prozatorskich, wielokrotnie nominowany był też (i nagradzany) w prestiżowych konkursach literackich. Książka ta określana bywa jako manifest społeczny, badający
współczesne obszary nędzy i beznadziei, upominający się o wykluczoną prowincję. Autor łączy w niej realistyczne, obyczajowe sprawozdania i lokalne anegdoty z filozoficznymi komentarzami wiejskiego bajarza. Trochę tu klimatu sennych obrazów, jak z Domu dziennym, domu nocnym Olgi Tokarczuk. Dzięki temu książki nie można sprowadzić do publicystycznego obrazka.
Odija faktycznie opowiada o ponurej i biednej prowincji, pozbawionej nadziei. Ale nie jest to reporterski głos,
zaangażowany społecznie i politycznie, lecz raczej
przypowieść o ludziach, których przetrąciło życie, "pogrobowcach" PRL wpasowanych w ramy półrealnej baśni. Ten mityzujący styl pięknie nawiązuje do podobnych klimatów prozy Andrzeja Stasiuka, Magdaleny Tulli, Pawła Huelle, Piotra Szewca, Lidii Amejko czy Pawła Sołtysa. Klimat opowieści zręcznie podkreśla prosty język, pozbawiony patosu, pompowanego dramatyzmu i
wielkich słów. Pomimo tego (dlatego?) Tartak budzi silne emocje...
Autor w uroczy sposób przechodzi z poziomu szczegółowego sprawozdania z drobnych wydarzeń, do szeroko kreślonych obrazów, wykraczających poza opisywane chwile ("nie wiedział, kiedy zacząć płakać i z tego wszystkiego zapomniał w
ogóle o płaczu, a przecież było mu bardzo smutno. No i na kilka dobrych
lat zapomniał, jak się płacze."), realistyczny opis miesza z baśniowym przedstawieniem, a biblijny język narracji z rzeczowością spostrzeżeń i wulgaryzmami bohaterów książki - całej panoramy dziwacznych, trochę strasznych i trochę komicznych indywiduów.