Nie mam pojęcia, jak to możliwe, że film ukazujący z taką otwartością koszmarne skutki putinowskiego reżimu, opartego na zastraszaniu,
korupcji oraz bezkarności władz, udało się zrealizować w kraju bezwzględnej cenzury i propagandy. Tytułowy Lewiatan,
rozkwitający na trupie deptanego i poniżanego społeczeństwa obrazuje państwo, niszczące gangsterskimi metodami tych bardziej opornych. Na przykładzie losu Koli, właściciela starej posiadłości – położonej na obrzeżach morza Barentsa –
którą chcą mu zabrać oligarchowie, Zwiagincew pokazuje jak w soczewce korupcję władzy, jej uwikłanie w mafijne metody i porachunki oraz despotyczno-patriarchalny układ władzy i Cerkwi. Lewiatan jest oskarżeniem współczesnej wersji rosyjskiego samowładztwa a jednocześnie bezkompromisowym atakiem na sojusz
putinizmu i Kościoła prawosławnego. Obnaża religijno-patriotyczną
hipokryzję duchowieństwa, które wspiera autorytarny reżim i korzysta z pomocy
gangsterów.
Nawiązanie do motywów biblijnych (przypowieść o Hiobie, postać Lewiatana) podkreśla alegoryczność obrazu. Zresztą połączenie weryzmu z symbolizmem, z mitologią to znaki rozpoznawcze stylu Zwiagincewa. W filmie łatwo też znaleźć odniesienia do klasycznego traktatu Hobbesa o istocie państwa i jego misji
obrony obywateli przed satrapami, choć oczywiście Zwiagincew wskazuje, że państwo,
mające chronić, jest wyłącznie narzędziem w rękach tyranów - na przykład takich jak
Wadim, mer miasteczka. Państwo-Lewiatan jest bezdusznym, biurokratycznym
molochem opierającym się na takich postaciach jak sędzina, która
oddala kolejne pozwy Koli. Nieustannie szykanowany, sam
pośród swoich, osłabiony zdradą bliskich i alkoholem, Kola traci
wszystko – rodzinę, dom, i wolność.
Wątki mikro, motyw rodziny i jej upadku - to także ważny element tego filmu. Zwiagincew stworzył nihilistyczny portret zatomizowanego
społeczeństwa, w którym utracono elementarne zasady
solidarności. Zagłady rodziny dokonuje państwo (skorumpowani urzędnicy, biskup) i - dosłownie - ogromna koparka wdzierająca się do opuszczonego domu Koli. Jest to niezwykle przejmująca scena: koparka rozrywająca framugi okien, miażdżąca
meble, sprzęty, naczynia kuchenne... Triumf usankcjonowanego zła.
Dialogi zdają się zanurzone w oparach absurdu - trochę, jak w filmach Barei, ale przefiltrowanym przez Von Triera i Tarkowskiego. Zdjęcia w tym filmie są wprost obłędne: w rytm dźwięków Philipa
Glassa z opery "Echnaton" zostajemy zesłani nad Morze Północne. Monumentalizm natury znakomicie współgra z epickim rozmachem filmu.
Od pierwszej klatki filmu, widzimy Rosję w szarawych i mglistych tonacjach. Krajobraz starej części Murmańska (Teriberke), gdzie kręcono Lewiatana jest przygnębiający i tchnie beznadziejnością. Ten region Rosji sprawia wrażenie wręcz egzotycznego.
Zwiagincew jednak głównie to, co budzi wstręt: stare gnijące statki,
zniszczone domy i szkielet wieloryba… Wszechobecny kurz, szare ocieplenia ścian budynków, smutne i biedne stroje mieszkańców. Ta nędze i szarość maja odzwierciedlać stan umysłu zniewolonych i bezsilnych ludzi z mózgami wypranymi najpierw przez lata komunizmu, a współcześnie przez putinowskie hasła.
Film nie pozostawia ani krzty nadziei, że cokolwiek można zmienić - nie ma tu pozytywnych bohaterów: są tylko biedni, przepici, zastraszeni i bezradni ludzie. Zdani na Lewiatana.