Obejrzałam ten film głównie dlatego, że występuje w nim... Stambuł. Trochę mroczny, trochę brudny, trochę wschodni i trochę zachodni, trochę tajemniczy, a trochę zwyczajny, o ile jakakolwiek metropolia jest zwyczajna. A że przy okazji zachwyciłam się samym filmem, to już odrębna kwestia.
Splot przedziwnych wydarzeń, które rozgrywają się praktycznie w ciągu jednej nocy przywołuje na myśl dyscyplinę teatru antycznego. Zawsze zachwyca mnie, jaki ogrom emocji i ładunek akcji można zawrzeć w tak krótkim przedziale czasowym. Gra aktorska jest wysmakowana - palma pierwszeństwa należy bezwzględnie do Tardu Florduna (w roli Faruka), ustępują mu Nehir Erdoğan w roli Ece i Ilker Kaleli w roli jej kochanka Cenka. Ale fantastyczną rolę drugoplanową zagrał też Serkan Keskin - przejście z poziomu strachu, obłędnej wściekłości, ataku agresji po zimne okrucieństwo w ciągu kilku minut było czymś niesamowitym.
Nie lubię, kiedy i filmie krytyce mówią obraz, ale ten film to była seria przepięknych obrazów - mrocznych, rozmytych, niedopowiedzianych (remontowany dom, dziwne zaułki) - tworzyło to duszna atmosferę niepokoju i napięcia, które nie ustępują do ostatniej sceny.
Nie lubię, kiedy i filmie krytyce mówią obraz, ale ten film to była seria przepięknych obrazów - mrocznych, rozmytych, niedopowiedzianych (remontowany dom, dziwne zaułki) - tworzyło to duszna atmosferę niepokoju i napięcia, które nie ustępują do ostatniej sceny.