Mistrz sarkazmu i ironii opisuje proces tworzenia scenariusza filmowego, którego ostateczny kształt zależał wszak od wielu osób - w tym obdarzony wybujałym ego Lech Wałęsa i dźwigający ciężar sławy i doświadczenia reżyserskiego Andrzej Wajda. Bez sukcesów i zdobytej w Ameryce odporności Głowackiego to przedsięwzięcie chyba nie mogłoby się udać.
Dystans geograficzny pomógł też chyba przyjrzeć się Polakom i Polaczkom - Głowacki bez litości leje nas po tyłkach, mając zarazem świadomość, że i jego ukształtowało to właśnie a nie inne otoczenie. Śmiech przez łzy, ale mimo wszystko ubaw przedni!
Proces tworzenia owego scenariusza to nie tylko mistrzowsko opisana kuchnia zawodu, o którym niewiele zazwyczaj wiemy i jeszcze mniej myślimy. To także dziesiątki odrzuconych pomysłów, które z mniejszym lub większym bólem chował do szuflady scenarzysta. I dla tych scen bardzo warto sięgnąć po książkę. Jak pisał sam autor:
„Chciałem wyjaśnić, że piszę tę książkę głównie ze skąpstwa, bo ze dwadzieścia scen, co je napisałem, i parę pomysłów do filmu nie weszło. A ja niektóre lubię, czyli jak mają zginąć na zawsze, to je lepiej zapiszę. Z żadnego tam żalu, goryczy albo żądzy odwetu, boby to było śmieszne. Podobno Harold Pinter, jak chciał się zemścić na żonie za to, że go zdradza, zerżnął jej kochanka. Ja nie mam takich możliwości.”
Warto przeczytać tę książkę także jako uzupełnienie wspomnień Danuty Wałęsy - historia widziana z tak różnych perspektyw nabiera całkiem innych odcieni.
No i wreszcie nie bez znaczenia jest fakt, że słuchałam wersji audio w mistrzowskiej interpretacji Andrzeja Zielińskiego. Słuchałam dwa razy i nie mam dość!