środa, 16 września 2009

Andrzej Bart "Fabryka muchołapek"


Na poły oniryczny, na poły realistyczny obraz rzeczywistości, jaki wyłania się z tej powieści, był dla mnie pierwszym kontaktem z historią łódzkiego getta i nierozerwalnie z nim związanej postaci Chaima Rumkowskiego. Narrator snuje opowieść relacjonując proces, który przecież nigdy nie miał miejsca. Świadkami w tym widmowym procesie są ofiary i współpracownicy Rumkowskiego (w tym Hans Biebow, niemiecki zarządca getta, skazany po wojnie na śmierć). Ale w książce przedstawiono także punkt widzenia pięknej żony Rumkowskiego i Marka, chłopca przygarniętego przez Chaima, a ustami poszczególnych świadków - także opinie nieżyjących już mieszkańców getta, tych, którym udało się przetrwać i niemieckich żołnierzy. 

Formalnie książka jest niezwykła i wspaniale wpisuje się w nowatorski sposób pisania o Holocauście. Całość rozgrywa się na krawędzi majaczenia i rzeczywistości, co przywodzi na myśl powieść Dawida Grosmana Patrz pod: Miłość, w której łączy się grozę zagłady z surrealizmem. W Fabryce muchołapek nic nie jest do końca tym, czym się wydaje. Kafkowska atmosfera, balansowanie na granicy urojenia i rzeczywistości oraz zdrowa dawka autoironii… Pewien charakterystyczny dystans i próba doszukiwania się humoru w niektórych wydarzeniach i postaciach przywołuje skojarzenie filmu Beniniego Życie jest piękne.

W pierwszych wersach powieść sprawia wrażenie rzeczowej i realistycznej. Pisarz powołany na sprawozdawcę procesu (przez diabła wcielającego się raz w Niemca, raz w żyda, zawsze odpychającego i tandetnego: "(...) nieszczęścia dopełniał ciemofioletowy garnitur z plastiku udającego wełnę") ma zwyczajne, codzienne troski - długi, komornika na karku itp. (Tu bodaj po raz pierwszy uruchamia się żartobliwy ton, tak właściwy Bartowi, kiedy bohater uwiedziony zapisami Kabały, rozważa czy nie wspomnieć komornikowi o początku Wielkiego Dzieła, Świetle, Prawdzie i literze "tau", z którymi ma do czynienia w osobie dłużnika). 

Konwencję snu rozpoznajemy jednak w powieści dość szybko, kiedy główny bohater, porte-parole autora, wkracza w nieistniejący świat, w którym czas nie odgrywa żadnej roli. Spotyka siostry Franza Kafki, Hannę Arendt czy Janusza Korczaka. W rzeczywistości Rumkowski, podobnie jak wielu innych bohaterów Fabryki muchołapek, zginął w Auschwitz w 1944 r. 


Ale to nie fakty są ważne w tej powieści - te wszak znane są z licznych badań historycznych. Narrator relacjonujący proces Rumkowskiego, dość szybko zapomina o roli sprawozdawcy i staje się kimś na podobieństwo demiurga, który swobodnie przemieszcza się między teraźniejszością a przeszłością, Łodzią przedwojenną, wojenną i współczesną. Próbuje mocą narratorskiej wszechwładzy wyrwać z przeszłości i ocalić, młodą czeską Żydówkę, Dorę (W tej próbie korekty historii Bart jest bardzo tarantinowski!). Zabiera ją w wędrówkę po dzisiejszej Łodzi, w zamian za co ona oprowadza go po getcie. Czasy i przestrzenie przenikają się również w trakcie samego procesu: akcja toczy się na sali sądowej, na ulicach miasta, na scenie teatru z szekspirowskim repertuarem. 

W dialogach przewijają się fragmenty z Ryszarda III i Króla Leara, co stanowi proste nawiązanie do wiodącego (obok Holocaustu) tematu powieści - ciężaru sprawowania władzy (autor przywołuje słowa Saint Justa na procesie Ludwika XVI: "Nie można panować i być bez winy. Szaleństwo panowania jest zbyt oczywiste", a także Immanuela Kanta, iż "posiadanie władzy nieuchronnie psuje wolny osąd rozsądku"). Główne pytanie dotyczy nierozstrzygniętego nigdy sporu: czy Rumkowski faktycznie był tylko karierowiczem, bezwzględnym zarządcą upojonym władzą nadaną przez Niemców, tchórzem, który do samego końca współpracował z hitlerowcami i świadomie wysyłał swoich rodaków na pewną śmierć?

Przywołane fakty zwykle w jednoznacznie negatywnym świetle stawiają Rumkowskiego, który zdaje się zachowywać całkowitą bierność wobec zdarzeń, jakie rozgrywają się wokół jego osoby. Jedynie w kilku momentach gwałtownie reaguje na słowa świadków, co kłóci się z obrazem stanowczego i bezkompromisowego szefa łódzkiego getta. Do czego zdolny jest ktoś, w czyje ręce złożono los tysięcy ludzi? Czy władza w ekstremalnych warunkach musi być władzą absolutną? Czy strategia mniejszego zła może być usprawiedliwiona, kiedy w grę wchodzi życie ludzkie?

Wielostronność obserwacji tego, co dzieje się na sali sądowej (umowność miejsca także nabiera tutaj dodatkowych znaczeń) idzie w parze z pocztówkowym obrazem Łodzi, po której autor oprowadza Dorę poznaną podczas procesu. Miasto jest ważnym tematem tej powieści – Bart portretuje Łódź na przestrzeni niemal wieku, od przedwojnia, przez Litzmannstadt, do dziś. Nie brak w tych opisach intertekstualności, aluzji i kulturowych cytatów, które stały się już wizytówką pisarza.

Niezależnie od trudnego tematu i tragedii Holocaustu, Bart nie porzuca ironicznego dystansu do świata i ludzi, a przepyszny język jego powieści zachwyca w najdrobniejszych nawet scenach ("na chwilę znowu poczułem się łodzianinem i aby usunąć kobiecisku zęby jadowe..."; "jeszcze nie zdążyłeś otworzyć ust, a on już mówił, że to nie tak, że nie masz racji...").

Jest w tej książce także niełatwy wątek nierozliczonej nigdy obojętności "lepszych Żydów" wobec tych "gorszych" ze wschodniej części Europy. "(...) my, Żydzi niemieccy, wstydziliśmy się za swoich braci ze Wschodu, a ich chasydzki mistycyzm uważaliśmy za ciemnotę i zacofanie. Chyba sądziliśmy nawet, że sami są trochę winni wegetacji w brudnych miasteczkach, pogromom i gettom ławkowym. I pchaliśmy im przed oczy naszych Einsteinów, kulturę i wstrzemięźliwość religijną."

Jest i bunt zakompleksionych, przyodzianych w bluzy z kapturem: "Nie wiem, jak Pani, ale zagraniczni zawsze nas chwalą za odwagę i inne ładne cechy młodych narodów, a nie potrafią się jakoś dopatrzyć choćby jednej zalety, w które bogate są narody dojrzałe i o wysokiej kulturze". Na co inny bohater - najwyraźniej "wstający z kolan" woła: "Czy Chrystus dopuściłby, abyśmy najpóźniej ze wszystkich dowiedzieli się o jego istnieniu, gdyby nie miał wobec nas planu?". Ale niewielka to pociecha, bo jednak "Świat już katedry stawiał, gdy my palisadą z bierwion mogliśmy się popisać. Gdyby tak wtedy przy Światowidzie pozostać, który nie bez przyczyny na cztery strony świata filował, to bylibyśmy szanowani chociaż za oryginalność".

Ale w książce Barta widać też jawną niezgodę na zapomnienie tych, którzy cierpieli i tych, którzy zadawali cierpienie. Niektóre postaci przewijają się między scenami procesu tylko dlatego, że pisarz chce o nich przypomnieć - jak choćby o Ottli, najmłodszej, ukochanej siostrze Franza Kafki, u której pisarz spędził ostatnie lata życia, a która w czasie wojny dla dobra męża (czeskiego katolika) rozwiodła się, aby uchronić go przed prześladowaniem. W Teresinie zaś "zgłasza się jako wolontariuszka do opieki nad ponad tysiącem dzieci i na siedem godzin i czterdzieści pięć minut przyjedzie z nimi do Polski. Tyle czasu zabrało przeprowadzenie tego transportu przez komory gazowe w Auschwitz." I zaraz potem sarkazm i mrugnięcie okiem do czytelnika, towarzyszące informacji, że Otlla była "głucha na literaturę jak pień".

Andrzej Bart: "Od powieści wymagam atrybutów boskich, czyli tworzenia osobnego, zdawałoby się niemożliwego, a jednocześnie realnego świata. W takim świecie pisarz jest więc z pewnego przymusu każdą ze swoich postaci." Ale Bart zdaje sobie sprawę, że sąd nad Rumkowskim, stanowi etyczną pułapkę. Zarówno wyrok uniewinniający, jak i skazujący byłby tu możliwy i jakoś uzasadniony. Autor w jednym z wywiadów opowiada: "Łódzkie getto było na terenie Rzeszy, a więc w miejscu całkowicie judenfrei. Nie powinno być tam ani jednego Żyda. A jednak to właśnie getto przetrwało najdłużej i także dzięki Rumkowskiemu ocalały w nim tysiące ludzi. Trzeba słyszeć tych, którzy do dziś są mu za to wdzięczni. Wczoraj dostałem list od człowieka, który przeczytał "Fabrykę muchołapek", a jest jednym z dzieci adoptowanych przez starszyznę getta z rozkazu Rumkowskiego. Pisze: "Każdego dnia modlę się za niego, bo mogłem jeszcze tyle przeżyć". Jeśli kiedyś powstanie wersja filmowa "Fabryki muchołapek", to poproszę Borysa Lankosza, aby powołał tego pana na świadka obrony".