"Kiedy z Protektoratu Beczuanaland przyszła koperta z biletem na statek,
wydało mi się to zupełnie naturalne i oczywiste. W miesiąc później
siedziałem pod namiotem na środku pustyni Kalahari. Miałem dokonać
pomiarów terenów pomiędzy Kalamare, Mahalapye i Shushong. Przyjaciele
mówili, że pomagam krajom rozwijającym się. Inni, że chcę być ostatnim
kolonistą. A ja wiedziałem, że to sprawa gwiazdy, pod którą się w
Warszawie urodziłem."
Wojciech Albiński blisko trzydzieści lat mieszkał w Botswanie i RPA. Jako geodeta wiele
miesięcy spędzał w buszu wytyczając tereny pod fermy, osady i kopalnie. Uważał, że
Afryki nie można zobaczyć - trzeba ją przeżyć. W jednym z wywiadów powiedział, że zaczął pisać opowiadania, bo nie mógł wszystkiego zapamiętać. W
Botswanie i RPA zebrał wiele historii i szkoda by mu było, gdyby się
zmarnowały.
Jacek Trznadel w swoich recenzjach porównał Albińskiego do Conrada i Coetzee'ego. Nie sposób nie przyznać mu racji. Proste suche, słowa skrywają nadzwyczajne emocje, których autor nie nazywa, nie wymienia. Jak bowiem skomentować wydarzenia opisywane w tytułowym opowiadaniu ze zbioru Królestwo potrzebuje kata?
Albiński wspomina w nim o ogłoszeniu zamieszczonym w gazecie przez pewnego
monarchę, którego państwo faktycznie pilnie potrzebowało kata. Nie sposób było powierzyć tego zadania żadnemu tubylcowi – rodzina byłaby napiętnowana. Nadeszło wiele ofert, w
tym kilka z Polski, z Pomorza i Śląska...
Podobnie jak w debiutanckim Kalahari, Czarny Kontynent nie jest tam tłem ani egzotyczną scenerią dla ludzkich
losów, ale pełnoprawnym bohaterem. I znowu ten sam język: chłodna
relacja z wydarzeń, bez komentarza, bez ocen.
W opowiadaniu Komisja opisuje trudny proces pojednania po
zniesieniu apartheidu. Posiedzenie Komisji Prawdy i Pojednania,
przed którą stawali winni zabójstw z przyczyn politycznych, miało służyć wskazaniu godnych amnestii. Przejmujący jest dialog jednego z oskarżonych i matki opozycjonisty, której syna zamordował:
– To była nasza wspólna bieda, Matabela...
– Jutro pokażę ci jego grób, matko...
– Przestanę po nim płakać, Matabela.
– Okryję jego kości kocem, matko.
– Idź, Matabela... Nie jesteś mym wrogiem.
– Zamiotę ziemię przed twym domem, matko.
Fascynujący jest ten bolesny, a przy tym lapidarny, obraz Afryki, jaki maluje polski emigrant. Obraz - warto dodać - wydestylowany z patriotycznej nostalgii emigracyjnej. Rzadko spotyka się w literaturze człowieka, którego tak mało jest w jego własnej prozie. Żadnej megalomanii - stuprocentowa koncentracja na bohaterach, w szczególności tym jednym, jakim jest Czarny Ląd.