środa, 9 marca 2005

Antoni Libera "Madame"


Wielokrotnie nagradzana powieść Antoniego Libery, po raz pierwszy wydana w 1998, pokłosie konkursu na powieść zorganizowanego przez wydawnictwo "Znak". 

Pozornie to dość banalna powieść o inicjacji w dorosłe życie, o perypetiach młodego człowieka, doświadczającego pierwszych sukcesów i porażek w warunkach peerelowskiej rzeczywistości, a zarazem w czasach The Beatles i dzieci-kwiatów. Protagonistą jest licealista - humanista o artystycznych aspiracjach, przewyższający swych klasowych kolegów poziomem wykształcenia. Jego młodzieńcze inicjatywy są skutecznie tępione przez nauczycieli, hołdujących intelektualnej przeciętności i temu, co wpisuje się w paradygmat ideologiczny władzy. W szarzyźnie codzienności, pociechą okazują się lekcje języka francuskiego z piękną, nieprzystępną panią dyrektor. Pojawienie się tej postaci na łamach powieści wprowadza element prozy detektywistycznej, a efekt wzmocniony zostaje interesującym językiem rodem z XVIII-wiecznej powieści sentymentalnej. 

Zbieranie informacji dotyczących poplątanej przeszłości nauczycielki pozwala na poszukiwanie odniesień do otoczenia i postrzeganie jej losów przez pryzmat problemów związanych chociażby z wyjazdami naukowymi za granicę czy rewolucją w Hiszpanii. Za każdym razem niemym bohaterem opowieści staje się niesprawiedliwość i obłuda systemu komunistycznego, tłamszącego wolność jednostki. 

Pomimo, że o tej powieści mówi się, że jest pewnego rodzaju rozrachunkiem z realiami Polski Ludowej, to każdy, kto owe czasy pamięta, szybko uzna, że przekaz jest stosunkowo płytki. Liczne ogólniki (stanowiska i kariera dla partyjnych) i scenki obrazujące ówczesne realia, sprawiają wrażenie powierzchownego przekazu dla młodszego pokolenia. Rozrachunku w tym niewiele, a odrobinie goryczy, towarzyszy specyficzna nostalgia, którą trudno podzielać. Lepszy jest wątek opowieści o dorastaniu, dojrzewaniu, które ciągnie ze sobą nieuchronne rany i gorzkie lekcje.

Obraz owego dorastania chwilami nieco zostaje zakłócony erudycyjnymi wstawkami, które jakoś nie współgrają z osiemnastoletnim sposobem postrzegania świata. Gombrowicz, Conrad, Racine, Dante... - czy to na pewno jest świat dojrzewającego chłopaka? Jeśli miał to być panegiryk na cześć słowa, to się udało: bohater świetnie włada francuszczyzną, jest zadeklarowanym humanistą, nic zatem dziwnego, ze tracąc kontakt z tytułową Madame, zaczyna pisać. Żyjąc w kraju omotanym fałszywą ideologią, pośród zrodzonej z niej przeciętności, szuka azylu w literaturze i możliwości czytania dzieł w oryginale (wersji nie skażonej cenzurą). Ale zabawa literaturą towarzyszy nam w trakcie lektury nieustannie - typowa piętrowa stylizacja: kiedy bohater wyskakuje z autobusu w ucieczce przed kontrolerami, a upadając niszczy sobie ubranie, słyszy komentarz "Człowieku, po coś uciekał", czyli ostatnie zdanie Popiołu i diamentu. Sama struktura narracji tworzy jeszcze jeden filtr, o którym mówił Autor w jednym z wywiadów: "Przecież cały tekst, który czytamy, włącznie z Postscriptum, pochodzi od bohatera-narratora. To on pisze, nie ja. I on to pisze nie jako wspomnienia, lecz jako utwór literacki, który zamierza wydać. Ten aspekt bardzo komplikuje problem wiarygodności."

Sam autor tak oto wypowiedział się o formie powieści: "Madame bynajmniej nie jest próbą powrotu do przeszłości, wskrzeszaniem starych wzorów, kultywowaniem stylu, co poszedł do lamusa. Jest to bowiem  p a r o d i a.  Parodia Bildungsroman, powieści pikarejskiej i autobiografii. Zrozumiał to bardzo dobrze profesor Michał Głowiński, pisząc mi w liście: ta świadoma siebie, założona z góry tradycjonalność jest swoistą postacią nowatorstwa."

Najważniejszy jest zatem język tej powieści, stylistycznie nienaganny, plastyczny, będący popisem wirtuozerii leksykalnej jej autora, dający gwarancję obcowania z dobrą literaturą. Pojawiają się w niej złożone a poprawnie użyte metafory szachowe, piętrowe aluzje literackie, rytmizacja na wzór epickiego heksametru (choć jest to epika raczej na wzór poematu heroikomicznego niż Iliady), ironia określana przez krytyków mianem "nabokovowskiej" oraz z lekka archaizowany język, dający się porównać z przedwojenną powieścią obyczajową ("owego wieczoru, wyposażony w lornetkę, przyszedłem był do teatru"). Również prezentowany przez bohatera styl kontaktu z ludźmi jest mocno teatralny - tym wyraźniej zresztą, im bardziej zależy mu na wywarciu wrażenia na kulturalnym rozmówcy.