sobota, 6 marca 2021

J.D. Vance "Elegia dla bidoków"

 

Sięgnęłam po tę książkę wyłącznie ze względu na obejrzany wcześniej - absolutnie znakomity - film i niestety spotkało mnie straszliwe rozczarowanie. Okrzyknięto ją co prawda symbolem determinacji białej klasy robotniczej zmagającej się z ubóstwem, bezrobociem, bezdomnością, uzależnieniem od heroiny w tzw. pasie rdzy (rejon Appalachów, gdzie wskaźnik ubóstwa dzieci przekracza obecnie 30 proc., a bezrobocie od początku 2020 r. wzrosło dwukrotnie). Jej autor rzekomo prześwietla duszę kraju Trumpa, by dać pojęcie o kryzysie ekonomicznym i sile przywiązania do konserwatywnych wartości. Tyle idei - ale książka jest miałka, napisana w niewiarygodnie nudny sposób, a przede wszystkim nie odkrywa nic, czego już nie wiemy o Pasie Rdzy, eksploatowanej ponad miarę amerykańskiej biedzie, nędzy i rezygnacji, przemocy domowej i towarzyszącej im sile więzi rodzinnych i społecznych. Sile, która niejednokrotnie obraca się przeciwko członkom takich społeczności.

Historia J.D. Vance’a kręci się wokół toksycznej matki, jej zmieniających się partnerów i dziadków – twardych bidoków, którym niewiele potrzeba, by pozabijać siebie nawzajem, sąsiadów czy obcych. Wystarczy obrazić kogoś z rodziny, bo rodzina to przecież rzecz święta. W takim przekonaniu dorasta J.D., dzieciak uwielbiający swoją rodzinę, nie mający pojęcia o tym, że w innych stanach świat wygląda zupełnie inaczej. Paradoksalnie Vance, prawnik z wykształcenia, przekonuje, że udało mu się odnieść sukces nie pomimo swego koszmarnego wychowania, lecz właściwie dzięki niemu. A może po prostu dzieciak, któremu jednak spełnia się amerykański sen, napisał tę opowieść chcąc wyleczyć własne traumy i nacieszyć się wygraną? W żadnym razie nie jest to powód, aby po tę książkę sięgnąć...

W marketingu próbowano rozgrywać tę książkę także na poziomie politycznym - miała jakoby dawać odpowiedź na pytanie o wygraną Trumpa w wyborach prezydenckich. Oczywiście w jakiejś mierze jest to książka o Ameryce: doskonałym państwie z pewną grupą niedoskonałych obywateli, którzy zarzucili realizację amerykańskiego snu i postanowili wieść życie jak najbardziej przyziemne – nie wymagając niczego od siebie, ale bardzo wiele od otoczenia. Ale trudno w tym ujęciu dopatrywać się pogłębionego obrazu "opuszczonej Ameryki". Dla takich poszukiwań lepiej sięgnąć po Nomadland.