Znakomita, wzruszająca opowieść o utracie. Utracie bardzo szczególnej - tak, jak szczególna jest relacja łącząca córkę i matkę. Chwilami dominującym wątkiem opowieści staje się właśnie ta relacja: zaskakująca, dynamiczna, pełna fascynacji. Niewątpliwie jest to bardzo osobiste studium żeńskich więzi, opowieść o samotności, o kobiecej sile, o poświęceniu i miłości. A także o nadzwyczajnej czułości, kiedy córka wkłada do trumny piękną apaszkę zamiast zalecanej tetry tłumacząc, że "to przecież kobieta"...
"To było wtedy, kiedy matka jeszcze nie była martwa. Martwa, a nie ta, która odeszła. Matki nie odchodzą. Nie od córek. Może od synów matki odchodzą? Od autorów? Od Różewicza matka odchodzi. Ode mnie nigdy nie odeszła. Tylko umarła mi. Matka umarła. Matki nieumarłe są trudne. Te martwe nie chcą stać się ani trochę łatwiejsze".
Nie ma w tej opowieści nic z ckliwego sentymentalizmu ani porywającej rozpaczy - jest za to dużo czarnego humoru, podszytego niewyobrażalnym bólem, ale także niewyobrażalną wyobraźnią i oczarowaniem. Pomimo, że jest to tekst osobisty i bardzo intymny, to jego wyważenie sprawia, że nie mamy poczucia wykorzystania albo szantażu emocjonalnego.
Jest to książka niezwykła także pod względem formalnym: stanowi zbiór zapisków, obserwacji i scenek, ułożonych luźno, nieplanowo, intuicyjnie, raz sprawiających wrażenie nieco gorączkowych, innym razem podszytych rezygnacją, wyciszonych. Zagęszczenie wrażeń i częste powtórzenia pozwalają nam doskonale odczuć nawracającą rozpacz. Bezmatek jest fragmentaryczny: czasem przypomina kolaż, wycinankę na nowo sklejaną przez dziecko, innym razem urywaną nadmiarem emocji i szlochem opowieść, która nie ma początku ani końca.
Przyglądając się formie nie sposób nie zwrócić uwagi, że opowieść składa się z dwóch przestrzeni - jedna z
nich to sfera słów i wspomnień, zdominowana przez matkę i to, co z nią się wiązało. Na drugą składają się puste przestrzenie w tekście.
Bywa, że na stronie książki zapisane jest tylko jedno zdanie. Owe z pozoru puste miejsca nie tylko dają oddech na opisane sytuacje - przemawiają tym brakiem słów, który opisuje to, co nie do opisania.
Czarny humor chwilami stanowi jazdę po bandzie - jak w przypadku pośmiertnej rozmowy kobiet, przypominającej nieco rozmowy poporodowe: pośmiertnych, które przypominają te prowadzone przez kobiety po porodzie: „Najważniejsze, żeby ci śmierć szybko przystawiono do piersi”. Podobne zaskoczenie wywołują rozmyślania o seksie, kiedy umiera matka, jej malowanie do trumny, turpistyczna rozmowa z panami z zakładu pogrzebowego...
Autorka bawi się także kiczem (w tekście padają nawet słowa o tym, że "w każdym domu musi być odrobina kiczu - inaczej to nie jest dom, tylko zdjęcie z magazynu wnętrzarskiego"). Kiczowate są niektóre zapiski przypominające "złote myśli z Instagrama", gotowe do wydrukowania i przyczepienia na lodówce. W wywiadach Mira Marcinów podkreślała, że był to zamierzony efekt, bo ludziom pogrążonym w bólu czasem potrzebny jest taki pojedynczy kierunkowskaz, który w innej sytuacji zapewne tylko by ich zirytował.