środa, 27 maja 2020

Jaume Cabré "Podróż zimowa"



Jeśli ten tytuł wydaje się komuś znajomy - to bardzo dobrze. Intencją Cabré było nawiązanie do cyklu pieśni skomponowanych przez Franza Schuberta, ale także poematu Wilhelma Müllera (pod tym samym tytułem) i wreszcie do utworów Bertolucciego i Antoniego Mari oraz biografii Schuberta autorstwa Gastona Laforgue. Ta rozległa sieć nawiązań i odniesień znajduje także swoje uzasadnienie w treści poszczególnych opowiadań. Próbowała zresztą tę sieć rozwikłać tłumaczka (Anna Sawicka) - co zrobiła zresztą z uwaga i humorem, na jaki zasługuje ten zbiór, tworząc Indeks postaci, rekwizytów i innych tropów).

Podróż zimowa jest zbiorem czternastu opowiadań powstałych na przestrzeni 20 lat przed 2000 rokiem (najstarsze z opowiadań powstało w 1982 r.). Znakomicie reprezentują one pisarstwo Cabré, więc jeżeli przydarzyło się komuś zaczynać przygodę z Autorem od tego zbioru - to był to szczęśliwy przypadek. Podobnie jak Agonia dźwięków a także Wyznaję, jest to niezwykle wysmakowana, erudycyjna proza najwyższej próby, nie pozbawiona humoru, wzruszenia, ale także tragizmu, smutku i nostalgii. Polifoniczna narracja pełna niepokoju i artyzmu. Ja akurat poznawałam Cabré od strony powieści - jednak jego talent w zakresie krótkiej formy po prostu mnie zauroczył!

Zawarte w nim opowiadania pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego - różni są bohaterowie, różne czasy i okoliczności wydarzeń. Kochankowie, płatni mordercy, szlifierze diamentów, mniej i bardziej przykładni małżonkowie, dzieci i starcy, ofiary wojny, wielki rabin Chaim Mattes z Łodzi i jego potomkowie, artyści i prości ludzie, więźniowie i oprawcy... Wspólnym wątkiem jest muzyka, która wybrzmiewa ze wszystkich opowiadań i problemy, które nie omijają nawet bohaterów.

Dwie minuty to pełna humoru rzecz o małżeńskiej zdradzie i o tym, jak łatwo ją popełnić. (Było oczywiste, że z nieba nie zstąpiły anioły, dmąc w trąby potępienia - myśli z ulgą żona, która przed chwilą zdradziła męża z przystojnym serwisantem pralek).

W Opus postumum ceniony pianista, mający poczucie wypalenia i rozczarowania (poświęcił życie dla swojej pasji, ale nie znalazł szczęścia w miłości) dość nagle i nieoczekiwanie podejmuje decyzję o porzuceniu kariery, tylko dlatego, ze pewnego dnia na widowni dostrzega nieżyjącego od 150 lat Schuberta...

Szczęście na wyciągnięcie ręki pokazuje, jak niewiele potrzeba, by zmienić los drugiego człowieka, ale też jak drobiazg, może zmienić czynione latami plany.

Bohater Testamentu musi nagle zmierzyć się ze śmiercią ukochanej żony, która trwała przy nim przez blisko 30 lat, w zdrowiu i chorobie. Okazuje się jednak, że zupełnie jej nie znał.

Jednym z najpiękniejszych opowiadań jest pełen erotyzmu, subtelny Kurz - opowieść o zdziwaczałym, bogatym kolekcjonerze mało znanych książek i powabnej gosposi, która w jego oczach staje się bohaterką w stylu Andromachy lub Dydony. Miłość do literatury i niezwykła erudycja autora przebijają z każdego zdania tego opowiadania.

Opowiadania Podróży zimowej przenikają wiele aspektów codzienności. Konfrontują nas z problemem upływu czasu, złudności szczęścia, odcieni odwagi, ale przede wszystkim roli sztuki w naszym życiu. Autor bawi się z czytelnikiem, myli tropy, przywraca na kartach kolejnego opowiadani postać, z którą wcześniej rozstaliśmy się "bezpowrotnie", miesza prawdę z fikcją, ale przede wszystkim każde opowiadanie mistrzowsko i zaskakująco puentuje. Niektórzy bohaterowie wciąż na nowo się odradzają - w nowych wcieleniach, czasach i miejscach, przez co wszystko okazuje się względne, przypadkowe, a jednocześnie jakby z góry zaplanowane.  Dzięki temu opowiadania są kunsztowne, różnorodne pod względem tematycznym, utrzymane w bardzo różnych konwencjach i tonach, pełne smakowitych odniesień kulturowych. Jest to zbiór kompletny i przemyślany, mądry, ale jednocześnie wielowymiarowy. Można czytać go płytko i mieć przy tym kapitalną rozrywkę, a można też zatrzymać się nad treścią nieco dłużej i oddać refleksji na tematy fundamentalne.

Jak pisze sam Autor w epilogu:

(…) czytelnik opowiadań musi być bardziej aktywny niż czytelnik powieści. Ograniczona rozpiętość (…) zmusza pisarza do skrótów, do uznania za domyślne tego, co się wydarzyło wcześniej, do zarysowania jednym pociągnięciem pióra charakterystyki psychologicznej czy opisu fizycznego… Pisarz musi wysilić inteligencję, ale czytelnik też. Pisarz sugeruje nastrój, perypetie, pejzaż, klimat, a czytelnik uzupełnia te elementy w trakcie czytania. A ponieważ jest fizyczną niemożliwością umieszczenie wszystkiego w granicach opowiadania, wspomnienie lektury jak echo (podobnie jak bezpośrednie wspomnienie utworu muzycznego) pozwala czytelnikowi uzupełnić wymiar moralny każdego opowiadania, jeśli faktycznie go posiada.

Nie obyło się bez charakterystycznej dla Cabré zabawy konwencją i narracją, trzeba z uwagą śledzić, kto wypowiada się w danej chwili: narrator, czy bohater. Dla podkreślenia dramatyzmu narracja często zmienia się z trzecioosobowej na pierwszoosobową, jak choćby w opisie przygotowań pianisty na oczach słuchaczy w pełnej sali koncertowej:

Uregulował wysokość taboretu, niedostosowanego do jego wzrostu. A przecież pół godziny temu sam wszystko sprawdził. Nie, teraz jest za wysoko. Mam wrażenie, że jest niestabilny, nieprawdaż? Cholera. Teraz dobrze. Nie. Tak. Wyciągnął chusteczkę z kieszeni i przetarł dłonie. Przy okazji przeciągnął chusteczką po nieskazitelnych klawiszach, jakby chciał zetrzeć z nich pot poprzednich konsternacji. Podciągnął mankiety koszuli. Jestem jedną wielką agonią.

To element wyrafinowanej gry z czytelnikiem, który jest nieustannie zmuszany do wysiłku intelektualnego: fikcyjni bohaterowie zyskują status postaci historycznych, przywoływane autorytety i ich myśli bywają fałszywe.

Cabré nie tylko nie zawodzi w krótkiej formie, ale pokazuje nadzwyczajny kunszt pisarski. Z zachwytem polecam!