Ta książka okazała się wielkim rozczarowaniem, pomimo że Campbell z wielką erudycją porusza się pomiędzy
różnorodnymi interpretacjami wątków mitycznych, rozmaitymi tradycjami religijnymi i różnymi bohaterami mitów. Autor niewątpliwie potrafi
pokazać nieustającą aktualność i ciągłą obecność mitów we współczesnej kulturze
Zachodu. Wydaje mi się jednak, że dość daleko zabrnął w owej "rehabilitacji mitu" - jego rozważania chwilami zakrawają na nowy wielokulturowy projekt religijny - co samo w sobie jest nieznośne. Jeśli do tego dodać tanie (chciałoby się powiedzieć - bardzo "amerykańskie") wskazówki, jak owe mity odczytywać, to w efekcie otrzymujemy pretensjonalną mieszankę osobistych poglądów i pseudonaukowych rozważań.
Campbell nie ukrywa swojej fascynacji kulturą Zachodu, pomimo, że usiłuje mocno nawiązywać do tradycji i mitologii azjatyckiej, stanowiącej dokładne przeciwieństwo zachodniego stylu pojmowania roli jednostki. Twierdzi, że (...) najlepsza część zachodniej tradycji zawiera w sobie uznanie
i poszanowanie indywidualności jako żywej, realnej istoty. Zadaniem
społeczeństwa jest sprzyjanie rozwojowi jednostki. Natomiast wspomaganie
społeczeństwa nie jest zadaniem jednostki (s. 218). Nawet z perspektywy "zachodu" trudno uznać ów pogląd za sensowny - szczególnie w obliczu narastającej wątpliwości co do efektów naszej drogi rozwoju gospodarczego i kulturowego, akceptacji dla rosnących nierówności społecznych i mętnych prób przywrócenia zasad demokracji w świecie zdominowanym przez populistów.
Irytujące są wielokrotne powtórzenia, że najważniejszym życiowym celem jest
dążenie do szczęścia, pójście za głosem serca, spróbowanie tego, co nas
pociąga. Campbell jest zdecydowanie przeciwny idei ascetyzmu, w którym widzi nieustanne
wyrzekanie się własnych pragnień i rodzaj odcięcia się od życia. Jak jednak w tej "filozofii" odnaleźć resztki ludzkiej solidarności i współodpowiedzialności?
Niektóre spostrzeżenia oczywiście zaskakują świeżością i trafnością - np. przekonanie autora (cytowane za Ramakryszną), że jeśli wszystko, co myślisz, to grzech, wówczas jesteś grzesznikiem. Oraz niezwykle trafna rada, aby raczej pójść do księdza i powiedzieć: Pobłogosław mnie, ojcze, bo w tym tygodniu byłem wspaniały, zrobiłem wiele dobrych rzeczy. Pozwoliłoby to ludziom identyfikować się raczej z dobrem niż złem. W nawiązaniu do tej myśli Campbell w innym miejscu cytuje Nietzsche'go: Bacz, abyś wyrzucając diabły z siebie, nie wyrzucił tego, co jest w Tobie najlepsze.
Pewnie pojedynczych ciekawych uwag znalazłoby się więcej, ale w zalewie marudnego nękania czytelnika własną postawą wobec świata i ludzi, Campbell nie pozwala się nimi cieszyć, a już na pewno blokuje czysta przyjemność samodzielnego rozumowania. "Rozmowa" z Moyersem (nadzwyczaj uległym i cielęco pokornym) jest niezwykle irytująca i w zasadzie przybiera postać monologu (kazania?).
Nie przekonała mnie też do końca próba otwarcia porównań na relacje między kulturą wysoką a popularną (rozmowa odbyła się na Ranczu Skywalker George'a Lucasa i nie mogła nie nawiązywać do bohaterów Gwiezdnych wojen). Ciekawsze już było zestawienie mitu z forma przewodnictwa: w przekonaniu Campbella mit z ułatwia wejście w dorosłe
życie i uczy pogodzenia się z ostatecznym odejściem. Z niepokojem podkreśla współczesny brak rytuałów rozgraniczających
poszczególne etapy życia, dostrzegając w nim źródło tożsamościowego kryzysu i przyczynę problemów społecznych (podkreśla np. znaczenie rytuałów inicjacyjnych gangów, którymi młodzi ludzie próbują wypełnić wspomniana pustkę).
Oddać trzeba, że dzięki wieloletnim badaniom, wykładom i publikacjom autora, zjawisko mitu przestało kojarzyć się z czymś
nieprawdziwym lub nieracjonalnym. Spróbuję zatem sięgnąć po Kwestię bogów, Bohatera o tysiącu twarzy i Mityczny obraz. Może znajdzie się tam więcej rzeczowej analizy porównawczej, która pokazałaby powtarzalność i ciągłość istnienia
mitów, a mniej wynurzeń w stylu Coehlo...