Kolejny - po Kapuściński non-fiction - demitologizujący reportaż, który być może zachwieje wiarą we wspaniałych podróżników. Tu zapewne zaskoczenie będzie nieco mniejsze niż w przypadku Kapuścińskiego..., bo opowieści Halika już za jego życia budziły uśmiech zażenowania a sam konfabulant sprawiał wrażenie dziecka, które samo nie do końca łapie się na tym, że ubarwia i fantazjuje.
Tony Halik (a ściślej: Mieczysław Sędzimir Antoni Halik) - był słynnym polskim podróżnikiem i operatorem filmowym, przez lata zatrudnionym przez amerykańską stację NBC. Dużą część życia spędził w Ameryce Łacińskiej (głównie w Argentynie). Nawet najmniej zainteresowani światem i podróżami, muszą pamiętać cykl filmów podróżniczych, realizowanych dla TVP z żoną, Elżbietą Dzikowską: Tam, gdzie pieprz rośnie, „Tam, gdzie rośnie wanilia” i „Pieprz i wanilia”.
Mirosław Wlekły rozpoczyna swój reportaż niejako od środka: chwili kiedy Halik już tworzył swoją "mitologię", kiedy oczarował Elżbietę Dzikowską, kiedy był tym niesamowitym podróżnikiem-gawędziarzem, który urzekał telewidzów i znany był po obu stronach oceanu. Dopiero potem przychodzi czas na swoiste śledztwo, które Wlekły żmudnie prowadzi (i niestety dość nudnawo prezentuje): odkrycia, gdzie Halika nie było, co okazało się opowiastką wyssaną z palca, jak często musiał on dokonywać bilokacji, jeżeli faktycznie miałby przeżyć wszystko, o czym opowiadał.
Nie byłam nigdy fanką Halika, a jego programy w mojej opinii trąciły myszką nawet w czasach przedinternetowych. Dzisiaj - w obliczu zalewu blogów i videoblogów podróżniczych - Halik zostałby zmieciony nie tylko ich liczba, ale także jakością materiałów, a łatwość weryfikacji jego wspomnień z podróży szybko pozwoliłaby obnażyć fikcję licznych przygód.
Niezbyt szczęśliwie dokonano doboru rozmówców: wielu z nich to nieciekawe osoby, które niewiele nowego wniosły do reportażu, płytko i nijako wspominają Halika, a ich obecność na jego drodze życia wydaje się boleśnie przypadkowa. Trudno zrozumieć dlaczego i po co trafiły do książki...
Jasnym punktem historii są wzruszające, czasem zabawne a częściej smutne listy
widzów Tam, gdzie pieprz rośnie, które więcej mówią o medialnym
fenomenie Halika niż wszyscy rozmówcy razem wzięci! Silnie natomiast odczułam niedosyt wiadomości o Pierrette
Andrée Courtin (pierwsza żona Halika). Wlekły przedstawił ją bardzo zdawkowo - nie wiadomo do końca skąd się wzięła, ani dlaczego rozstała się z mężem. A przecież trwała u jego boku w najtrudniejszym okresie jego życia - kiedy nikomu nieznany marzyciel, bez grosza przy duszy, zapragną zostać drugim Fiedlerem, a może nawet Conradem...
W wywiadach Mirosław Wlekły podkreśla, że biografię Halika przygotowywał przez ponad dwa lata (2014-2016), analizując materiały źródłowe pozostawione przez podróżnika (książki, filmy, fotoreportaże, zdjęcia i eksponaty z wypraw), zbierając opowieści osób, które znały bohatera, kontaktując się z jego telewizyjnymi kolegami i przyjaciółmi. Wlekły odbył - tropem Halika - liczne podróże (Francja, Argentyna, Stany Zjednoczone, Meksyk i oczywiście różne miejsca w Polsce). Najwięcej wiadomości uzyskał od rodziny i przyjaciół podróżnika (Elżbiety Dzikowskiej, Ozany Halika, Kazimierza Kaczora i Ryszarda Badowskiego).
Ogrom pracy jest imponujący - ale efekty wydają mi się mizerne. Konkluzje z gatunku "dziadek z Wehrmachtu" nikogo normalnego nie poruszą, bo dzieje pierwszej połowy XX w. były jakie były. Obraz szalonego, choć sympatycznego mitomana, jakim okazuje się Halik w relacji większości znajomych, zapewne także nie będzie zaskoczeniem, nawet jeśli ktoś bardzo pragnął wierzyć w legendę, jaką sam sobie stworzył podróżnik. Co ciekawe - prawdziwy życiorys Halika wystarczyłby na niezłą powieść, więc tym bardziej zdumiewa wysiłek, jaki podróżnik sam wkładał w jego ubarwienie. Trochę taki Piotruś Pan...
Ogrom pracy jest imponujący - ale efekty wydają mi się mizerne. Konkluzje z gatunku "dziadek z Wehrmachtu" nikogo normalnego nie poruszą, bo dzieje pierwszej połowy XX w. były jakie były. Obraz szalonego, choć sympatycznego mitomana, jakim okazuje się Halik w relacji większości znajomych, zapewne także nie będzie zaskoczeniem, nawet jeśli ktoś bardzo pragnął wierzyć w legendę, jaką sam sobie stworzył podróżnik. Co ciekawe - prawdziwy życiorys Halika wystarczyłby na niezłą powieść, więc tym bardziej zdumiewa wysiłek, jaki podróżnik sam wkładał w jego ubarwienie. Trochę taki Piotruś Pan...
To, czego dowiadujemy się o Haliku w ostatnich rozdziałach zmienia znacznie perspektywę patrzenia na główną postać. Może zatem troszkę żal, że autor nie rozpoczął tego reportażu chronologicznie - łatwiej byłoby wówczas pojąć bufonadę Halika i docenić wysiłek, jaki włożył w spełnienie swoich marzeń. Właśnie te ostatnie rozdziały sprawiają, że postać Halika nabiera głębi, a historie
- drugiego dna.
Dodam, że w pierwszej kolejności słuchałam audiobooka - dzięki czemu poznałam całość tekstu - ale książkę warto mieć w ręku, bo znacznie lepiej się ją ogląda niż czyta ;-)