Jest w tej powieści jakaś surowość, emocje nie wybuchają jak fajerwerki,
ale powoli sączą się w nasze głowy, z każdym kolejnym słowem i sceną. Jest w niej coś niezwykle skupionego - o jej sile stanowią szczegóły, setki drobnych obserwacji dotyczących samych bohaterów, ich gestów, otoczenia, detal, które akurat znajdują się w ich polu widzenia, albo których nie dostrzegają zajęci własnym wnętrzem. Stella i jej mąż. Żyjący niby razem, ale według odmiennych schematów, odmiennego rytmu dnia, w kręgu własnych zamiłowań, nałogów, kultywowanych zachowań i pielęgnowanych potrzeb. Niektóre z nich mogą irytować - tak czytelnika, jak ich wzajemnie. Ale na pewno nie sposób odmówić MacLaverty'emu umiejętności utworzenia poetyckiego obrazu tych pozornie banalnych, codziennych, na swój sposób paranoicznych nawyków.
W powieści stale przeplata się teraźniejszość i wspomnienia - straszne, dramatyczne, na wskroś irlandzkie. Bohaterowie próbują, każde na swój sposób, poradzić sobie z tą przeszłością: on topi ją w alkoholu, ona szuka ucieczki od rzeczywistości do świata zachłannej, lecz spóźnionej religijności. Każde z bohaterów po swojemu taszczy bagaż doświadczeń i wspomnień, próbując osiągnąć spokój, komplikuje własne życie i życie współmałżonka.
Czy nadal wiąże ich miłość? Czy absurdalnie szczegółowa znajomość cudzych nawyków zostawia miejsce na uczucie? A może jest uczuciem? Miłość tych dwojga nabiera cech dobrze naoliwionej maszyny,
ale nie sposób ocenić, czy jej nieustająca sprawność faktycznie godna jest podziwu, czy raczej nuży swoją monotonią.
To co zachwyca absolutnie w tej powieści, to wspaniały, piękny, urzekający język (brawa za znakomite tłumaczenie Jarka Westermarka) i zarazem nieco ironizujący ton w tej skądinąd poważnej książce. Scena, w której głowny bohater gubi drogę do pokoju hotelowego to czysty majstersztyk, a jego komentarze na temat religijnego zaangażowania żony - subtelne, ale nieustepliwe, sa po prostu smakowite ;-) Pokazany w tle Amsterdam jest daleki od obrazu miasta narkotyków i piwa, jakie na co dzień napotykamy w przekazach medialnych. To Amsterdam zasnuty mgłą, wilgotno-zimowy, wystygły, jak związek bohaterów.
Każde zdanie
tej książki to dopracowana perełka, a kontrast kunsztu pisarskiego z
prostotą opisywanej codzienności tworzy niesłychaną wprost atmosferę. Przed końcem zimy jest powieścią dla konesera i zarazem cierpliwego czytelnika, który lubi smakować opisy, pogrążyć się w lekturze. Na pewno najbardziej przemówi do tych, którzy na koncie mają wieloletni związek i zrozumieją absurd niektórych zachowań i decyzji bohaterów.Pomimo odniesienia do wydarzeń irlandzkiej wojny domowej książka zachowuje niesłychanie uniwersalny wymiar - każdy z nas próbuje we własnym związku przetworzyć minione wydarzenia, skumulowane traumy, lęki minionych światów.