Lolek, Poldek, Lopek, Loluś, Lo i jednocześnie autor największego polskiego bestsellera Zły i fenomenalnego Dziennika 1954.
Niby taki znany! Piewca Warszawy i guru jazzu. "Owoc miłości Mieczysława i Maryli, szeryf z Trębackiej, marynarz, as reportażu, prawoskrzydłowy. Przypisujący własne doświadczenia wielu postaciom Złego (poza samym Złym Tyrmand obdarzył cząstką siebie Edwina Kolanko, Kubę Wirusa, lekarza Halskiego, młodego sportowca Zbigniewa).
Nazwisko Edwina Kolanko nawiązuje do Erwina Kirscha, autora Szalejącego reportera, którego czytał bohater Tyrmanda (a najpewniej także sam Tyrmand, oddając w książce kwintesencję Warszawy, tak jak to robił Kirsch - jeden z najwybitniejszych reporterów w historii dziennikarstwa - opisujący z zacięciem Paryż czy Londyn, zaglądając w najciemniejsze zaułki tych miast).
Setki anegdot i historii, jakie zostawił po sobie Tyrmand wyjeżdżając do Ameryki, trudno rozróżnić od faktów wypełniających jego i tak sensacyjne życie. Marcel Woźniak podjął trud dotarcia do prawdy: które z nich są prawdziwe? dlaczego jazz? skąd kolorowe skarpetki? a wojenne przeżycia - czy to mity? Czy naprawdę był kelnerem i pływał po morzu jak Martin Eden?
Życie Tyrmanda - nawet bez koloryzowania - stanowi genialną, w zasadzie gotową fabułę dobrego filmu sensacyjnego. Ale mnie poruszyły najbardziej jego dramatyczne losy w latach powojennych, kiedy został nie tylko pozbawiony pracy, ale też jakichkolwiek szans na zatrudnienie - nawet jako robotnik fizyczny - dzięki czułej, acz dyskretnej opiece UB. Nie był uwięziony, internowany ani bity - nie mógł zatem zyskać miana bohatera podziemia. Był po prostu systematycznie niszczony - jak zapewne wielu, którzy nigdy nie trafią na łamy gazet ani podręczników.
Po szczególnych doświadczeniach socjalizmu trudno dziwić się jego zwrotowi w kierunku konserwatyzmu w czasach amerykańskich, o czym ciekawie opowiada na łamach Wyborczej jego syn.
Książka Woźniaka jest jedyną chyba biografią sięgającą aż do przodków Tyrmanda i obejmującą wszelkie koleje jego życia. Ujęły mnie liczne fotografie, ocalałe dokumenty (bilety, protokoły z przesłuchań, odbitki paszportów), w których pozostaje zaklęte życie... Ale przede wszystkim zdjęcia, zdjęcia i zdjęcia!
Fragmenty, które mnie urzekły:
- Wypowiedź Barbary Hoff (drugiej żony Tyrmanda) o jego matce, Maryli: "nietknięta myślą" ;-)
- Jako dwunastolatek Tyrmand zaczytywał się Szekspirem, o którym potem pisał w recenzji: "Lubię Szekspira, bo tam się u niego zawsze dużo dzieje... Ciągle się zabijają, mordują, gonią, albo przewracają... prawie jak w filmie..."
- W Niedzieli w Stavanger Tyrmand porównuje statek do okrętu o nazwie Yorrika z powieści Skarb z Sierra Madre Brunona Travena z 1927 roku, którą musiał czytać w dzieciństwie. Takich przykładów, jak podaje Woźniak, jest zresztą wiele.
- "Ostatni świadek [przed wojną] widział Tyrmanda w Warszawie 28 sierpnia 1939 roku na Stadionie Wojska Polskiego. Polska podejmowała Węgry, ówczesnych wicemistrzów świata. Wygraliśmy 4:2." - wspomnienie tego meczu pojawi się na kartach Złego... A sportowe i reporterskie zacięcie Tyrmanda stanie się jego wizytówką, podobnie jak uwielbienie dla jazzu.
- "Złościł się, gdy nazywano go pisarzem... Mówił o sobie: były kelner."
- Pilch recenzując Uwikłanie, stwierdził, że pisane jest tyrmandowskimi zdaniami. Na przykład: "Janina Chorko się umalowała. To było straszne."
- Tyrmand o gen. Andersie: "No, Spinoza to on nie jest!"
- Tyrmand o swoim wezwaniu na komendę MO: "Chodziło o (...) środowisko kanciarzy, dziwkarzy, alfonsów z drogich nocnych lokali, kawiarnianych kurew, hochsztaplerek. Nie wiem, dlaczego Bezpieczeństwo pod postacią Milicji Obywatelskiej wybrało akurat mnie na eksperta w tych sprawach, ale przyznam się, że bardzo mnie to ucieszyło."
- W czasie pobytu w USA "niczym prorok przepowiadał, że masowe media tworzą prawdę na własny użytek - tak jak kiedyś pisał o prawdzie tworzonej przez media propagandowe".
- cytat z innej książki Tyrmanda " Chciałbym - wyznaje Filip - aby moje dzieci rosły w dobrym, czystym powietrzu na obszernej przestrzeni, w poszanowaniu dla innych symboli, może obcych mi zupełnie, ale takich, za którymi schroni się w przyszłości wolność i szczęście ludzkie."
Leopold Tyrmand z Gustawem Holoubkiem w filmie "Jutro premiera" |
Tyrmand |