środa, 9 stycznia 2019

Victor del Árbol "Milion kropli"


Z dużym opóźnieniem sięgam po tę książkę (premiera w 2017r.), ale zarówno autor, jak i podejmowana przez niego zazwyczaj tematyka wojny domowej w Hiszpanii każą mi nadrobić to opóźnienie. I warto!

Tym razem Árbol sięga jeszcze głębiej do przeszłości niż w innych książkach i znacznie dalej, bo aż do Rosji lat 30. XX w. Dzięki temu i tak już zagmatwane dzieje Hiszpanii i niejednoznaczny wymiar postaci historycznych związanych z wojną domową, sięgają apogeum złożoności. Kolejny raz okazuje się, że polska mania dźwigania krzyża narodów okazuje się czystą uzurpacją: poraża kłębowisko losów hiszpańskich komunistów i falangistów, policjantów skompromitowanych współpracą z reżimem Franco i bojowników o wolność, gotowych oddać najbliższych w zamian za szansę przeżycia, walczących o wolność w kolaboracji z NKWD i walczących z komuną w kolaboracji z faszystami. Trudno wyobrazić sobie trudniejsze moralnie wybory i naiwnie sądzić, że można je będzie kiedykolwiek osądzić.

Ale powieść - jak zwykle u Árbola - to nie moralitet lecz fantastycznie skrojona sensacja z wątkami kryminalnymi. Stopniowo rozgryzamy powiązania między poszczególnymi postaciami, których tożsamości autor (jak zwykle zresztą) długo nie zdradza, przeciągając napięcie i serwując kolejne wolty. Każdy zwrot akcji, który pozornie zbliża nas do rozwiązania zagadki, okazuje się obnażać kolejne ludzkie intencje, a zarazem słabości i ułomności. Bohaterowie, którym współczuliśmy, zaczynają stopniowo budzić niechęć, tylko po to, żeby po uchyleniu kolejnego rąbka tajemnicy, zyskać ponownie nasze zrozumienie.

Klimat powieści jest jak zawsze przesycony melancholią - zastanawiam się, czy to wpływ flamenco czy bliskość morza czynią literaturę hiszpańską tak szczególną. Ostatecznie, jak uważa jedna z bohaterek, "wystarczy popatrzeć na morze by zniknąć za horyzontem". Tym razem jednak pisarz serwuje znacznie szersze spektrum opisów: sugestywne obrazy Syberii, scen wojennych, dramatu pokonanego Berlina, obozu na plażach Argeles, które dały szczególne "schronienie" hiszpańskim uchodźcom - to wszystko odmalowane przy pomocy wyrazistych, przytłaczających scen, sugestywne, jak najlepsze kino.

Postać młodego Siaki pozwala wprowadzić nawet obraz Afryki i tamtejszych bratobójczych walk, boleśnie skonfrontowanych z europejską obojętnością i dyletanctwem ("dla większości ludzi Afryka była tylko ciemnożółtą plamą na mapie. Wszystkie granice i państwa wyglądały tak samo. Miejsce nieszczęść, głodu, chorób i wojen.")

W wielu miejscach tonęłam w tych opisach i wątkach pobocznych, z przyjemnością wracając potem do zasadniczej historii, a potem znowu oddalając się w czasie i przestrzeni. Eskapizm w pełnym tego słowa znaczeniu!!!