Zachwycona wcześniej czytanymi powieściami Jaume Cabré (Wyznaję, Głosy Pamano), z wielką przyjemnością sięgnęłam po Jaśnie pana, który okazał się... powieścią kryminalną. No może nie całkiem klasyczną - raczej opowieścią o skorumpowanej władzy i żądzach, które prowadzą do zbrodni. Autor koncentruje się na wciąż aktualnych problemach walki o
utrzymanie się przy władzy, wykorzystywaniu pozycji do
załatwiania prywatnych interesów i porachunków z wrogami, obnaża hipokryzję i zakłamanie osób rzekomo stojących na straży prawa i wymierzających sprawiedliwość. Dostaje się też ludziom Kościoła za ich obłudę i fałsz.
Na pewno nie należy oczekiwać wartkiej akcji i rozwikłania tajemniczych okoliczności śmierci śpiewaczki - do końca pozostajemy z otwartym pytaniem o sprawcę zbrodni. Celem autora jest snucie opowieści, odmalowanie klimatu epoki, sugestywnego obrazu Barcelony przełomu XVIII i XIX wieku, Barcelony tonącej (dosłownie i w przenośni) w błocie, pełnej intryg, podstępów, walki o pieniądze i
władzę, romansów, namiętności, braku moralności. Kryminalna fabuła, podobnie jak Imieniu róży Eco, ma tu jedynie znaczenie pretekstowe.
Łącząc swobodnie opisy z rozmyślaniami bohaterów i dialogami,
przeplatając wątki, barwnie nakreślając sylwetki bohaterów, Cabre dowcipnie opowiada o zdarzeniach z końca XVIII wieku: zagląda z nami do pałaców i więziennych lochów, wraz z tytułowym jaśnie panem każe nam podziwiać Oriona, Plejady i Plutona. Pozornie stawia na narrację trzecioosobową, ale zmieniając styl za każdym razem naśladuje postać o której opowiada: wplata w
swoją relację jej przemyślenia i sposób konstruowania myśli.
Ta książka była debiutem Cabre - ale debiutem wielokrotnie nagradzanym. Bezwzględnie warto po nią sięgnąć, choć późniejszych powieści na pewno nie prześcignie.