Po Londynie, Barcelonie, Paryżu - Woody Allen leci z ekipą do Rzymu. Tym razem trochę trudniej wybaczyć mu komercję i wbijanie gwoździa do trumny miasta zagrożonego overtourismem: reżyser trzyma się dawnych klisz, ale jakoś słabiej mu wychodzą wspaniałe riposty i autoironia na temat neurotycznych lęków. Plejada świetnych aktorów gra chyba tylko samych siebie, choć niewątpliwie gwiazdy są po to, żeby na nie patrzeć a nie oceniać. Jeśli tak podejść do kwestii obsady - to dramatyczna płycizna postaci przestaje razić - nawet w przypadku Roberto Benigniego, który miał wyśmiać celebrytów, a okazał się tylko celebrytą...
Wyjątkiem jest Alec Baldwin - nieładnie starzejący się, ale fenomenalny w roli architekta powracającego do miast swojej młodości i przekomarzającego się z chłopakiem rozważającym, czy zdradzić dziewczynę z jej przyjaciółką. Ten sam architekt, który po latach pracy i zdobytej sławy zarabia krocie projektując galerie handlowe - można chyba uznać za alter ego samego reżysera, który w ten sposób puszcza oko do widza, zawiedzionego kolejną komercyjną wizytówką europejskiej stolicy.
Na szczęście Rzym także gra tylko siebie. A że sportretowany został po mistrzowsku (zdjęcia Darius Khondji) - to jednak oczu nie sposób oderwać od ekranu!