Ta książka stała się wydarzeniem w Rosji. Uznano, że stanowi
renesans powieści rosyjskiej i wyrocznię dla młodych Rosjan. Niewątpliwie jest dystopijną satyrą na współczesne
wydarzenia w Rosji, ale z polskiej perspektywy wydaje się nieporównanie mniej poruszająca.
Akcja rozgrywa się w 2027 r., czasach odbudowy, powrotu do religii i tradycji, a także wielkiej autarkii (wielki mur odgradza Nowy Carat od reszty świata, paszporty zostają uroczyście spalone na placu
Czerwonym, a zagraniczni dyplomaci wydaleni z kraju). Głównym bohaterem powieści jest tytułowy oprycznik - Andriej Daniłowicz
Komiagao, gorliwie oczyszczający kraj z wszelkich
elementów antypaństwowych i dzielnie wspierający kontrrewolucję
kulturalną. Jeden dzień z jego życia pozwala zrozumieć skalę zmian i
rozmach zaprowadzonych porządków, wzorowanych na średniowiecznej władzy
i przemocy wspierających ją opryczników (co prawda futurystyczni
oprycznicy nie jeżdżą konno, tylko mercedesami, ale wykorzystują
sprawdzone
sposoby walki - spalić dobytek, zgwałcić żonę, dom zrównać z ziemią).
Eksport ropy i gazu ma zapewnić dobrobyt mieszkańcom wspaniałej Rusi, a jedynym partnerem handlowym są Chiny (oprycznik docenia niezwykłą mądrość monarchy, który oszczędził ruskiemu człowiekowi wyboru wśród tysiąca produktów). Świat opisany z perspektywy oprycznika jest doskonały: zachwyca go sprawiedliwa przemoc i władza, samowładztwo cara-półboga, izolacja kraju i uświęcenie narodu, sprowadzonego rzecz jasna do ludzi Kremla.
Nawet ten pobieżny skrót pozwala rozpoznać mechanizmy wprowadzone w dzisiejszej Rosji, cofającej się społecznie do czasów feudalnych, a zapewniam, że każda strona książki uzmysławia coraz silniej skalę podobieństwa współczesnych mechanizmów rosyjskiego terroru politycznego do czasów Iwana Groźnego. Wrażenie to wzmaga język powieści, stylizowany na Puszkina i niezliczone odwołania do rosyjskiej kultury i historii (w tym rosyjskich twórców i poetów). Warto zaznaczyć, że ten archaizujący język w przekładzie mógłby się okazać kompletnie
niezrozumiały, gdyby nie fantastyczne tłumaczenie Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, która korzystała często z Sienkiewicza i Fredry.
Sorokin wprowadza także masę elementów współczesnych i futurystycznych (narkotyki, komórki i homoseksualne orgie wspomagane
farmakologicznie), co burzy wizerunek "wielkiej
literatury rosyjskiej". Systemowe ogólne ogłupianie ludności nowej Rusi opisane jest po mistrzowsku, więc nic dziwnego, że jawnie satyryczny Dzień oprycznika uznano za dzieło skandaliczne i nieprawomyślne. Warto dodać, że krótko po publikacji książki, kompletnie pustej szosie na skuter
Sorokina najechała ciężarówka, a pisarz z ciężkimi obrażeniami znalazł się w
szpitalu. Najpewniej nie był to przypadek, tylko próba uciszenia
niepokornego pisarza.
Władimir
Sorokin (ur. 1955) jest jednym z czołowych przedstawicieli
radzieckiego, a później rosyjskiego konceptualizmu. Jego książki wypełniają różnorodne
eksperymenty artystyczne, a zazwyczaj operują swobodną interpretacją najnowszej
historii - stąd opinia skandalisty. W Rosji został nawet oskarżony o szerzenie pornografii, z powodu powieści Gołuboje
sało, w której Chruszczow kopuluje ze Stalinem. Krytykowano nie tylko ów pornograficzny obraz, ale także fakt obrazy przywódców radzieckich - co tylko przysporzyło popularności Sorokinowi (na dworcach kolejowych pojawił się nawet zestaw
podróżny: piwo, kiełbasa i powieść Gołuboje sało).
Trudno ocenić, na ile bariera kulturowa wpłynie na odbiór książki przez polskich czytelników. Powieść na pewno nie osiąga tej uniwersalności, jaka cechuje Czechowa, Tołstoja czy Dostojewskiego. Tłumaczka zawarła w przypisach objaśnienie nieznanych elementów i
nazwisk, ale całe spektrum znaczeń i zwyczajów zapewne pozostanie hermetyczne dla naszych czytelników - może bliny coś mówią Polakom, ale nazwiska Mulata, Newskiego, Godunowa, kultura
rozmów w łaźniach, kokoszki z wódką itd. - to dla wielu osób dość odległe klimaty.
Na ile polski czytelnik doceni jasność obrazu wiernopoddaństwa Rusinów? Jest ono charakterystyczne dla kultury samodzierżawia - podobno Rosjanie organicznie potrzebują cara - nawet jeśli jego funkcje ma pełnić komunistyczna władza albo Putin. Lepiej do polskiej wyobraźni przemówi zapewne wizja państwa zbudowanego na idei narodowej i prawosławiu: oprycznik
Komiaga po "zajeździe" na bogatego hrabiego zaraz udaje się do soboru. Co prawda podobny wątek romansu władzy i cerkwi lepiej przedstawił w Lewiatanie Andriej Zwiagincew, ale najważniejsze jest skojarzenie tego wątku z coraz silniejszym związkiem między władzą a kościołem w Polsce.
Powieść - rewolucyjna z perspektywy Rosjan - dla nas zapewne pozostanie jedną z wielu, czytelną raczej dla wyrobionego odbiorcy.