sobota, 1 grudnia 2007

Haruki Murakami "Po zmierzchu"


Nocne Tokio, nocne bary i lovehotel, trochę nierealna, a trochę duszna atmosfera niezdolnego do snu miasta, które symbolizuje główna bohaterka (Mari Asai). Na to nakłada się motyw życia snem (jej siostra - Eri Asai) i permanentnej ucieczki (młody muzyk). Pełen szczegółów, chłodny styl przywodzi na myśl reportaż.

Czyta się tę mikropowieść trochę tak, jakby przed oczami przewijały się filmowe kadry: przybliżane i oddalane, mniej lub bardziej ostre. Narrator przygląda się im z różnej, nie zawsze konkretnej perspektywy, przez co czas teraźniejszy dzieje się faktycznie bardzo realnie, od zmierzchu do świtu, prawie w rytm cykania zegara, który wskazuje stosowną porę na wstępie każdego rozdziału, w postaci specjalnej grafiki. Spiętrza to napięcie i nieznośne oczekiwanie na wschód słońca, nadzieję, że będzie to chwila, która przetworzy nocną rzeczywistość w dzienne poczucie bezpieczeństwa.

Filmowe zabiegi zbliżają nieco powieść do przedziwnej mieszanki wrażeń z Alphaville, American Psycho, Mulholland Drive, Między słowami, a nawet Love Story. Liczne odniesienia do filmów i konkretnych utworów muzycznych dodatkowo potęgują to wrażenie. Nieustannie wydaje nam się, że gdzieś w tle słychać dźwięki jazzu albo koszmarne karaoke. Pobrzmiewają w tym (mniej lub bardziej prawdziwe) wątki biograficzne Murakamiego, który studiował teatrologię, potem prowadził klub jazzowy, a wreszcie zostawił pracę, żeby pisać (podobno po raz pierwszy poczuł natchnienie podczas meczu baseballowego).

Na uwagę zasługuje dość ciekawa konstrukcja bohaterów: puzonisty Takahashiego, właścicielki love hotel Kaoru i dwóch dopełniających się sióstr. Ale odnoszę wrażenie, ze Murakami nie miał kompletnego pomysłu na tę książkę - warsztatowo sprawną, ale nie mistrzowską. Popisowo natomiast wykorzystał w niej sprawdzony zestaw zabiegów: wszyscy bohaterowie są "w biegu" lub "w drodze", uciekają lub coś skrywają, znają literaturę i muzykę, żyją nierutynowo, dużo marzą i nie pracują. Wszystko ma być dziwne, niecodzienne, a Murakami na każdym kroku nam o tym przypomina ("Dzieje się coś dziwnego").

Murakami nadbudowuje opowieść innymi historiami (chociażby wspomniana wcześniej Alphaville), czaruje inspiracjami muzycznymi (poczynając od tytułowego After Dark z Five Spot After Dark i wspomnienia Curtisa Fullera). Wydaje się jednak, że ta powieść obiecuje wiele, ale daje znacznie mniej. Początkowo hipnotyzuje, ale ostatecznie pułapka ze słów i symboli (pop)kultury stanowi raczej atrakcyjną dekorację, niż wprowadzenie w nowy wymiar historii tego realizmu magicznego, który cechuje wiele powieści Murakamiego. Więcej przyjemności ostatecznie dało mi odsłuchanie wspominanych w powieści utworów: poczynając od Five spot..., poprzez The April Fools Burta Bacharacha, po Moa's Moon. Można słuchać bez czytania ;-)